Na igrzyskach sezon się nie skończył. Na świętowanie przyjdzie czas w kwietniu - powiedziała Justyna Kowalczyk po przylocie na lotnisko Okęcie w Warszawie. Dodała, że sprawa kontrowersji wokół sterydów zażywanych przez jej konkurentki nie jest zakończona: To nie jest normalne, żeby 90 proc. sportowców było chorych.

Jestem szczęśliwa, że mogłam sprawić Państwu radość. Mam nadzieję, że będziemy się tak witać częściej - powiedziała Kowalczyk, dziękując za wsparcie. Świetnie by było, gdyby Polacy w ogóle zaczęli się ruszać - każdy sport jest dobry - odpowiedziała pytana, czy jej sukcesy przyczynią się do popularyzacji biegów narciarskich w Polsce.

Dla mnie ta sprawa nie jest zakończona - stwierdziła, odnosząc się do kontrowersji wokół sterydów zażywanych przez jej konkurentki. Środki te są dopuszczalne u osób, które twierdzą, że chorują na astmę. Kowalczyk w Vancouver została dwa razy pokonana przez Norweżkę Marit Bjoergen, która w związku z chorobą bierze sterydy rozszerzające pęcherzyki płucne. W biegach narciarskich więcej powietrza w płucach to spory atut. Mam nadzieję, że ta sprawa będzie wywoływała jednak jakiekolwiek kontrowersje (…). To nie jest normalne, żeby 90 proc. sportowców było chorych. To jest nienormalne. Jeżeli ktoś twierdzi, że leki, które są na liście dopingowej, nic nie dają, to ja w takim razie nie rozumiem tych list - zaznaczyła mistrzyni olimpijska.

Na stołecznym lotnisku znakomitą biegaczkę oraz jej trenera Aleksandra Wierietelnego przywitało kilkuset kibiców. Specjalnie dla Kowalczyk z jej rodzinnej Kasiny Wielkiej przyjechała i zagrała orkiestra dęta Echo Zagórzan. Nie zabrakło również fan-clubu narciarki z Mszany Dolnej.

Justyna Kowalczyk po południu, przed godz. 17 pojawiła się w Kasinie Wielkiej. Sąsiedzi, znajomi bliscy zgotowali jej gorące powitanie.

Kowalczyk zdobyła podczas igrzysk olimpijskich w Vancouver trzy medale, w tym jeden złoty. W ten sposób została drugim po skoczku narciarskim Wojciechu Fortunie polskim mistrzem zimowej olimpiady.