Ponad 60 specjalistów, w tym holenderscy i australijscy eksperci, dotarło na miejsce katastrofy malezyjskiego samolotu pasażerskiego na wschodzie Ukrainy i niezwłocznie rozpoczyna prace - poinformowało OBWE na Twitterze. Boeing 777 został zestrzelony najprawdopodobniej rakietą ziemia-powietrze odpaloną z terenów opanowanych przez prorosyjskich separatystów. Zginęło 298 osób. Do tej pory do Holandii przewieziono ponad 200 ciał. Szczątki pozostałych ofiar i ich rzeczy osobiste nadal leżą na polu w okolicach miasta Torez. Okolice te ciągle kontrolowane są przez separatystów.

Pierwsi międzynarodowi obserwatorzy wraz z ekspertami medycyny sądowej z Holandii i Australii dotarli na miejsce katastrofy już wczoraj. Minister sprawiedliwości Holandii Ivo Opstelten informował w komunikacie, że czwartkowe czynności na obszarze, gdzie leży wrak malezyjskiego boeinga miały charakter rozpoznawczy przed głównymi pracami mającymi na celu zebranie pozostałych na miejscu szczątków ludzkich.

Aby umożliwić międzynarodowym ekspertom dostęp do miejsca, w którym rozbił się malezyjski Boeing 777 dowództwo ukraińskiej operacji przeciwko separatystom ogłosiło wstrzymanie działań militarnych, "poza działaniami w obronie własnych pozycji przed atakiem". Zastrzegło przy tym, że separatyści "nie respektują żadnych międzynarodowych porozumień i próśb".

Informację tę zdementowali prorosyjscy separatyści. Sprzeciwiają się natomiast przysłaniu międzynarodowej misji policyjnej, która będzie  ochraniała miejsce katastrofy.

"Jest to w rzeczywistości interwencja wojenna" - oświadczył agencji Interfax wicepremier DRL Andriej Purgin.

Separatystom nie podoba się, że policjanci, którzy mają przybyć z Holandii i Australii, będą mieli prawo noszenia broni oraz jej użycia w razie konieczności.

(j.)