Do dwóch, a według niektórych mediów do trzech wzrosła liczba ofiar śmiertelnych wczorajszych starć między uczestnikami prorosyjskiego wiecu w centrum Doniecka na wschodniej Ukrainie a manifestantami na rzecz jedności kraju. Jak informują ukraińskie portale internetowe, rannych zostało około 50 osób. A wszystko wskazuje na to, że w weekend dojdzie do kolejnych zamieszek.


Do tej pory informowano o jednej ofierze śmiertelnej donieckich starć. Według relacji agencji, wieczorem na placu Lenina uczestnicy prorosyjskiej demonstracji napadli na manifestujących pod hasłem "Za jedną Ukrainę". Prorosyjscy demonstranci, skandujący "Berkut" i "Rosja", obrzucali przeciwników petardami, jajami i świecami dymnymi. Później przedarli się przez milicyjny kordon oddzielający obie strony. W starciach uczestniczyło około 2 tysięcy ludzi.

Zdaniem prasy, kolejne zamieszki w Doniecku zaplanowano na weekend, by odciągnąć uwagę od referendum na Krymie, którego celem jest przyłączenie półwyspu do Federacji Rosyjskiej. Organizacje prorosyjskie, które nawołują swych zwolenników do demonstracji w weekend, oświadczają, że nie pozwolą na powtórzenie w Doniecku scenariusza zrealizowanego przez "banderowsko-faszystowską bandę" w Kijowie.

Przyjaciele! 15 i 16 marca to szczególnie ważne dla nas dni. Krym postawi kropkę w stosunkach z banderowcami i będzie miejscem naszego wyzwolenia. Donbas powinien poprzeć Krym z całych sił! - czytamy w cytowanych przez ukraińskie media odezwach sił prorosyjskich.

Ukraińskie media piszą również, że być może zamieszki w Doniecku mają być pretekstem do wkroczenia tam rosyjskich wojsk. Władze w Kijowie uważają to za bardzo realne zagrożenie - dlatego powołano Gwardię Narodową. Jak donosi specjalny wysłannik RMF FM na Krym Przemysław Marzec, do Gwardii masowo zgłaszają się siły samoobrony Majdanu - podobno jest już 40 tysięcy ochotników.

Potrzeba, to idę. Byłem w wojsku i jestem gotowy - powiedział naszemu korespondentowi jeden z ochotników. Inny podkreślał: Od pierwszego dnia byłem na Majdanie i będę do końca.

Zbuntowany Krym, zajęty przez rosyjskie wojska, ma natomiast swoją gwardię - tworzą ją Kozacy i byli milicjanci z Berkutu. Stoimy tu, by nie dopuścić do prowokacji. Na tej ziemi powinni żyć pokojowo i Ukraińcy, i Rosjanie - usłyszał od jednego z nich nasz wysłannik.