W następstwie niszczycielskiego trzęsienia ziemi premier Japonii Naoto Kan ogłosił alarm atomowy. W sąsiedztwie elektrowni jądrowych nie wykryto jednak jakiegokolwiek zagrożenia radiacyjnego.

Jak poinformował rzecznik rządu Yukio Edano, alarm zarządzono po to, by ułatwić władzom podejmowanie nadzwyczajnych przedsięwzięć w związku z akcją ratowniczą. W odniesieniu do samych elektrowni atomowych potrzeba takich przedsięwzięć nie istnieje.

Z danych o sytuacji w elektrowniach jądrowych w Japonii, które uzyskuje Państwowa Agencja Atomistyki, wynika, że po trzęsieniu ziemi nie ma zagrożenia skażeniem - poinformował główny specjalista w Centrum ds. Zdarzeń Radiacyjnych (CEZAR) Krzysztof Dąbrowski.

PAA na bieżąco sprawdza informacje, które są przekazywane przez japoński dozór jądrowy oraz przez władze Japonii. Sprawdzamy również informacje, które są dostępne w serwisie Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Z tych informacji wynika, że wszystkie bloki jądrowe, które znajdują się w strefie dotkniętej skutkami tego trzęsienia zostały wyłączone w sposób automatyczny. Nie ma też znamion, żeby wystąpiło tam jakiekolwiek zdarzenie radiologiczne - powiedział Dąbrowski.

Jak mówił, każda elektrownie jądrowa wyposażona jest w urządzenia wykrywające wstrząsy sejsmiczne i, jeśli wykryją one poważne trzęsienie ziemi, reaktory wyłączają się automatycznie. Dąbrowski podkreślił ponadto, że doniesienia o lokalnych pożarach na terenie elektrowni również nie powinny budzić niepokoju.

Elektrownia to obiekt o dużej powierzchni i na jej terenie są instalacje istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa jądrowego oraz instalacje wspomagające, których ewentualne uszkodzenie, np. w wyniku pożaru, nie oznacza wcale, że wystąpi zagrożenie z punktu widzenia bezpieczeństwa jądrowego. Jeśli chodzi o instalacje, które są istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa jądrowego, to mamy informacje, że w Japonii nie ma w nich w tej chwili żadnego zagrożenia pożarowego - powiedział.