Ojciec trzymający za rękę martwą 15-letnią córkę, której ciało uwięzione jest pod zwałami gruzu zawalonego budynku. To zdjęcie fotoreportera AFP, które obiegło świat, w drastyczny sposób pokazuje, co dzieje się w Turcji po trzęsieniu ziemi, jakie dotknęło ten kraj oraz sąsiednią Syrię. Organizacje charytatywne obawiają się, że wśród ofiar katastrofy, których może być nawet 20 tysięcy, wiele tysięcy to dzieci.

Zdjęcie zostało zrobione w mieście Kahramanmaras, blisko epicentrum trzęsienia ziemi. Mężczyzna na zdjęciu to Mesut Hancer. Ma na sobie pomarańczową kurtkę, zapewne podarowaną mu przez ratowników.

Jego lewe ramię jest wyciągnięte. Ręka sięga daleko w głąb rumowiska - dopiero po dokładnym przyjrzeniu się widzimy, że mężczyzna trzyma za rękę swoje martwe dziecko.

To 15-letnia Irmak. Ciało dziewczynki leży na materacu. Trzęsienie ziemi zaskoczyło ją w czasie snu. Przez niewielką szparę między gruzami domu, w którym dorastała, widać kawałek jej twarzy.

W niewielkiej odległości od niej wciąż pracują ratownicy. Szukają pod gruzami ocalałych.

Pogrążony w rozpaczy ojciec, który nie puszcza ręki córki, siedzi na ruinach domu, pod gruzami którego pogrzebane jest jego dziecko.

Jedno zdjęcie - tysiące podobnych tragedii ludzkich

UNICEF obawia się, że 15-latka jest jedną z tysiąca dzieci - ofiar trzęsienia ziemi, jakie w poniedziałek nawiedziło Turcję i sąsiednią Syrię.

Liczba ofiar już teraz liczona jest w tysiącach, ale ratownicy obawiają się, że pod zawalonymi budynkami są kolejne ciała. Jeśli są tam uwięzieni żywi ludzie, ich szanse na przeżycie maleją z każdą godziną - panuje zima, w nocy temperatura spada miejscami poniżej 0. Stąd też szacunki WHO, które mówią, że tych ofiar może być nawet 20 tysięcy.

Kolejne 23 miliony ludzi, w tym 1,4 miliona dzieci, będzie zmagać się ze skutkami trzęsienia ziemi, które pozbawiło ich dachu nad głową, dostępu do jedzenia i źródła ciepła.

Trzęsienie ziemi objęło obszar ciągnący się przez ponad 300 km. W akcję ratowniczą zaangażowane są tysiące ludzi, także przybyli z zagranicy, w tym z Polski.

Pracują non stop, ponieważ 24 do 48 godzin po trzęsieniu ziemi określane są mianem "złotych godzin". To ostatnie godziny na szanse, by spod gruzów wydobyć żywych ludzi.