Wokół referendum, którego przedmiotem jest odwołanie pani prezydent Warszawy, zakipiało. Pan prezes Kaczyński walczy na najwyższym diapazonie, przywołując – nie wiem, czy taki był zamysł – Powstanie Warszawskie, które upadło – jak wiadomo - 10 dni przed terminem referendum. PO zorganizowało odpór powstańców.

Obydwie strony wymieniły się na listy: z jednej strony młodzi, a już gniewni czterdziestolatkowie, z drugiej dostojni celebryci. Brakuje jeszcze, aby Leszek Miller - choć to rozsądny polityk, ale z poczuciem humoru - rozpoczął kampanię "The Day After", boć 13 października to dzień po bitwie pod Lenino. Byłoby jeszcze zabawniej.

Tymczasem gdzieś zniknął powód, dla którego to referendum jest organizowane. Nie dyskutuje się ani o zasługach, ani o zaniedbaniach pani Gronkiewicz-Waltz. W ogóle ona w tym zamieszaniu nie występuje. Podobnie, jak jej główny protagonista Piotr Guział. Obydwoje posłużyli tu tylko za harcowników, którzy podgrzewają emocje i zagrzewają do boju, a potem wieją z placu bitwy, kiedy wtacza się na nie husaria. Incydent warszawski jest wszak jeszcze jednym polem bitwy dwóch głównych protagonistów polskiej sceny politycznej. I PiS, i Platforma liczą, że na tym incydencie zyskają.

Ale jeszcze jest "coś" takiego jak obywatele. W powszechnej świadomości powstało olbrzymie zamieszanie. Czy pójście na referendum to obywatelski przywilej i obowiązek, czy wręcz przeciwnie? Czy samorząd jest jeszcze "nasz", obywatelski, czy "ich",  partyjny? Czy partia rządząca w Warszawie ("nie idźcie na referendum") ma rację, a ta sama partia w Słupsku ("udział w referendum, to nasz obywatelski obowiązek") tej racji nie ma? A jaki jest stosunek pana prezydenta Rzeczypospolitej do inicjatyw odwołania prezydentów Słupska, Włocławka czy Krakowa (bo tam też ponoć podpisy zbierają)?

Pisałem w 2002 roku ustawę o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta. Chodziło m.in., aby dać mocniejszy mandat osobom, które sprawują te funkcje, położyć kres manierze odwoływania włodarzy gmin przy każdej okazji. Społeczeństwo - m.in. w badaniach CBOS - uznało ten pomysł za dobry.  Ale nawet z najlepszego potrafimy zrobić karykaturę. Chyba, że wprowadzimy referendum obywatelskie w sprawie odwołania rządu w trakcie kadencji. Wtedy samorządowcy będą mieli trochę spokoju.

Krzysztof Janik – polski polityk, politolog, przewodniczący partii SLD w 2004, były minister spraw wewnętrznych i administracji, w latach 1993–2005 poseł na Sejm II, III i IV kadencji.