„Muzeum Powstania Warszawskiego musiało się nauczyć produkować filmy. Mamy nadzieję, że to, co pokażemy już niedługo, nie rozczaruje” – mówi w rozmowie z RMF FM Jan Ołdakowski, producent obrazu „Powstanie Warszawskie”. „Szukamy imion i nazwisk występujących w kronikach powstańczych. Chcemy je ocalić od zapomnienia” – dodaje.

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: Na jakim etapie są prace nad filmem?

Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego: Mamy gotowy, zmontowany obraz. Wszystkie sceny już są pokolorowane i teraz nad nimi pracujemy. To, co jest najważniejsze i będzie budowało nasz film, to jest dźwięk. Po raz kolejny staramy się ułożyć te teksty, które wypowiadają odczytane przez nas osoby. Pracujemy nad tym, żeby z jednej strony te osoby mówiły to, co mówiły, a z drugiej strony, żeby była cała opowieść, żeby ta historia była zrozumiała. Bo odczytanie pojedynczych słów, tekstów rzuconych przez osoby filmowane nie tworzy jeszcze filmu. Żeby ten film rzeczywiście był filmem, musimy pilnować realizmu, a z drugiej strony tego, żeby akcja posuwała do przodu. Musimy starać się, by historia naszych bohaterów była zrozumiała.

Dziś wiele osób mówi, że ten pomysł jest genialny w swej prostocie, że jest świetny. Ale ten film to jest ciężka, żmudna praca. To jest pokolorowanie archiwalnych materiałów, napisanie nowej historii fabularnej. Co jest najtrudniejsze w tym projekcie?

Najtrudniejsze jest to, jak pokazać przeszłość tak, żeby ona była z jednej strony bardzo realistyczna, a z drugiej strony ciekawa. Chodzi o to, żeby z tych materiałów powstała opowieść. Marzymy o tym, żeby ten film zobaczył również Zachód. Chcemy, żeby zobaczyli go ludzie, którzy nie wiedzą nic o Powstaniu Warszawskim i chcemy, żeby dzięki temu filmowi się czegoś dowiedzieli. Dlatego czujemy spoczywająca na nas presję, ciągle myślimy o tym, jak to lepiej pokazać, jak ułożyć dźwięki... Przecież my też dorabiamy takie dźwięki, które się nie nagrały - dźwięki tła, planu. Chcemy, żeby ten plan przypominał obraz, jaki nagrałaby dzisiejsza kamera. Chcemy zrobić swoisty reportaż z wojny - tylko z pewną historią, z pewną fabułą. Najtrudniejsze jest, jak pogodzić taką ilość dźwięków, którą układamy, żeby one nie raziły swoim nadmiarem. Można powiedzieć, że w tej chwili najmujemy się selekcją dźwięków. Staramy się, żeby były one czytelne, a z drugiej strony, żeby nie było ich za dużo.

Powstańcy mieli już okazję zobaczyć bardzo wstępną wersję filmu. Jakie były ich emocje? Jak odebrali to, co zobaczyli?

Oni się zawsze bardzo wzruszają. Oni mówią, że "ten świat" dokładnie tak wyglądał... To dla nas jest olbrzymia zachęta. Możemy powiedzieć, że jest to taki rodzaj pozytywnego bodźca. Oni mówią, że myśmy się nie pomylili. Po pierwsze, każemy im weryfikować te kolory, sprawdzać, czy gdzieś nie popełniliśmy jakiegoś błędu, czy jakaś rzecz nie miała innego koloru. Oni mówią, że tak to wyglądało, że przenoszą się w świat swojej młodości. Zaczynają opowiadać o miejscach, które widzieli na tym filmie, o osobach, które tam zauważyli. Pokazywaliśmy ten film również osobom, które w nim występują. I to dla nas było najważniejsze - taka konfrontacja z prawdziwymi aktorami.

Kiedy ten film będzie można zobaczyć? Wiele osób bardzo na niego czeka.

Obiecuję, że ten film pokażemy w pierwszym kwartale przyszłego roku. Już niedługo podamy termin premiery. W tej chwili chcemy być pewni, że film będzie taki, jak go sobie wymarzyliśmy. Na pewno pokażemy go przed 70. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego, bo chcemy, żeby był wydarzeniem, które przygotowuje ludzi do tej rocznicy.

W oczekiwaniu na film mamy akcję "Rozpoznaj". Czego ona dotyczy?

Szukamy ludzi, którzy występują na tym filmie. Szukamy osób, które znają lub znali ich. Chcemy im oddać hołd. Chcemy ich ocalić od zapomnienia. Dlatego szukamy imion i nazwisk osób występujących na kronikach powstańczych. Chcemy też dotrzeć do osób żyjących, żeby pokazać im choćby te kawałki filmu, na których występują.

Dziś wszyscy mówią, że ten projekt jest doskonały, genialny, świetny. Zapewniają, że mu kibicują. Pamiętam taki czas, kiedy Muzeum Powstania Warszawskiego nie mogło nikogo zainteresować tym projektem i musiało w związku z tym samo wyprodukować ten film.

Kilka lat szukaliśmy producenta. Chcieliśmy namówić któregoś ze znanych polskich producentów, żeby z nami ten film wyprodukował. Czuliśmy, że nie mamy kompetencji - zrobiliśmy do tej pory tylko jeden, sześciominutowy film. No i nagle się okazało, że jeżeli na ten film ma powstać, to musimy go zrobić sami, bo nikt się nim nie zajmie, nikt w tym nie widzi interesu. Pomyśleliśmy, że być może to jest droga. Tak powstają też czasami arcydzieła - ktoś ma jakąś wizję filmową i sam tą wizję realizuje - no, bo nie ma innego wyjścia, bo nikt nie chce mu pomóc. Dlatego Muzeum Powstania Warszawskiego musiało się nauczyć produkować filmy. Mamy nadzieję, że to, co pokażemy już niedługo, nie rozczaruje.