Wiceminister skarbu Rafał Baniak twierdzi, że nigdy nie kontaktował się z biznesmenem Markiem Falentą, by nawiązać rozmowy o kupnie przez Skarb Państwa jego udziałów w spółce Składy Węgla. "Nie złożyłem mu żadnej oferty" - podkreślił Baniak w wydanym dzisiaj komunikacie. "Twierdzenia pana Marka Falenty mijają się z rzeczywistością i są zapewne formą obrony własnej osoby" - dodał. Falenta jest jednym z podejrzanych w aferze podsłuchowej.

Według "Gazety Wyborczej", Falenta zeznał w prokuraturze, że 31 maja - dwa tygodnie przed wybuchem sprawy podsłuchów - w restauracji Sowa & Przyjaciele, na imprezie zorganizowanej przez byłego senatora PO Tomasza Misiaka, rozmawiał z wiceministrem Baniakiem. Jak podaje "GW", Baniak miał go zapytać, za ile sprzeda Skarbowi Państwa swoją spółkę SkładyWęgla.pl. Biznesmen miał na to odpowiedzieć, że może porozmawiać o tym za 2-3 lata. W odpowiedzi miał usłyszeć od Baniaka propozycję kupna Kompanii Węglowej za symboliczną złotówkę - twierdzi dziennik.

Kilka dni po imprezie do firmy Falenty SkładyWęgla.pl weszło CBŚ i zatrzymało cały zarząd. Prokurator zarzucił zatrzymanym nieprawidłowości finansowe i celne.

11 czerwca, trzy dni przed opublikowaniem przez "Wprost" pierwszych podsłuchów, Baniak miał według "Gazety" otrzymać SMS-a o treści: Rafał, wygraliście. Rosjanie nas dzisiaj docisnęli i muszę im do końca miesiąca oddać Składy Węgla za długi mojego wspólnika. Jeżeli chcecie, to daj decyzyjnych ludzi i złóżcie ofertę. Premier spełni obietnice i będą państwowe składy węgla sprzedające tylko krajowy węgiel.

Jak podaje "GW", Falenta czuł się naciskany przez Baniaka, bo współpraca biznesmena z Rosjanami, którzy oferowali tańszy węgiel, była zagrożeniem dla polskich kopalni węgla.

Wiceminister zaprzecza

Wiceminister Baniak zapewnia teraz w komunikacie, że nie składał Falencie żadnej oferty. Ministerstwo Skarbu Państwa, w tym ja osobiście, wbrew temu, co twierdzi pan Marek Falenta, nie nadzoruje sektora górnictwa. Możliwość nabycia udziałów spółki Składy Węgla nigdy nie była analizowana ani omawiana na żadnym gremium  MSP. Nie rozważaliśmy jej również w ramach prac międzyresortowego zespołu ds. węgla. Nigdy, nawet w rozważaniach, nie padł w trakcie jego obrad pomysł zakupu tego ani innego (...) podmiotu gospodarczego. Na forum zespołu publicznie prezentowałem natomiast stanowisko zakładające tworzenie Państwowych Składów  Węgla w oparciu o aktywa spółki Węglokoks. Taka propozycja znalazła się w dokumencie, który był prezentowany na forum zespołu i który został przekazany do kancelarii premiera - napisał Baniak w oświadczeniu.

Dowodem na mijanie się z prawdą przez pana Marka Falentę jest fakt, iż 12 maja wypracowanie konkretnych rozwiązań zostało zlecone firmie konsultingowej PWC. PWC przedstawiła wyniki swoich prac 23 maja. Koncepcja zakładała powstanie państwowych składów węgla. Warto także zaznaczyć, że od 8 maja 2014 r. działał zespół wewnętrzny Kompanii Węglowej i Węglokoksu, a 12 maja o rozpoczęciu prac poinformowany został Katowicki Holding Węglowy - dodał Baniak.

Wiceminister skarbu przyznał, że 11 czerwca dostał SMS-a z nieznanego mu numeru telefonu, ale - jak podkreślił - "o nieco innej niż sugerowana przez pana Marka Falentę treści". Według Baniaka, wiadomość brzmiała: Rafał wygraliście. Rosjanie nas dzisiaj docisnęli i muszę im oddać do końca miesiąca Składy za długi mojego wspólnika. Jeżeli chcecie to daj decyzyjnych ludzi i złóżcie ofertę. My chcemy się z tego bezpiecznie wycofać i żeby nas zostawić w spokoju. Zajmiemy się innymi biznesami. Pozdrawiam Marek Falenta. Treść drugiego SMS-a - jak podkreślił wiceminister - była następująca: Premier spełni obietnicę i będą państwowe składy węgla sprzedające tylko państwowy węgiel i wytniecie rosyjski import.

Baniak oświadczył, że nie znał numeru telefonu do Falenty, dlatego nie był pewien, czy on jest autorem tych SMS-ów. Nie zareagowałem. Przekazałem wszystkie informacje w tej sprawie w dniu 19 czerwca w trakcie czynności w prokuraturze - zaznaczył.

Moje osobiste kontakty z panem Markiem Falentą miały charakter okazjonalny, wynikający z bywania na tych samych spotkaniach biznesowo-towarzyskich. Ostatnie spotkanie miało miejsce 31 maja. Rozmowy miały charakter grzecznościowy, nigdy nie wiązały się z poważną dyskusją czy wymianą poglądów ani nie miały charakteru wiążących deklaracji z mojej strony - dodał Baniak.

Oświadczenie wydał dziś również były senator PO Tomasz Misiak. Napisał w nim, że "prasowe insynuacje o jego związku z procederem nielegalnego nagrywania gości warszawskich restauracji" są "kłamstwem i pomówieniem". Nie miałem i nie mam nic wspólnego z procederem nagrywania i upubliczniania rozmów osób publicznych i prywatnych - podkreślił Misiak.

Według "GW", Misiak miał zawiadomić o planowanych publikacjach podsłuchów Łukasza N. (menedżera w jednej z restauracji, gdzie dokonano nagrań - obecnie ma on zarzuty w śledztwie ws. podsłuchów). Sam Misiak powiedział "Gazecie", że o podsłuchach dowiedział się od "osoby związanej z Orlenem" i - by to sprawdzić - skontaktował się z Łukaszem N.

Falenta usłyszał zarzuty współudziału w procederze nielegalnego podsłuchiwania polityków. Postawiono je także biznesmenowi i szwagrowi Falenty Krzysztofowi Rybce (obaj zgadzają się na podawanie nazwisk). W środę wieczorem obu zwolniono za kaucją. Prokuratura, która prowadzi śledztwo w tej sprawie, postawiła zarzuty także dwóm kelnerom z warszawskich restauracji, w których dokonano nagrań rozmów polityków - Łukaszowi N. i Konradowi L.

Śledczy nie ujawnili szczegółów zarzutów. "Gazeta Wyborcza" twierdzi, że Falenta kupił nagrania od kelnerów i przekazał je za czyimś pośrednictwem tygodnikowi "Wprost". Miał mu w tym pomagać Rybka.

Podejrzani nie przyznali się do winy i złożyli wyjaśnienia. Grozi im do 2 lat więzienia.

Falenta w RMF FM: Nie jestem samobójcą. Zostałem wrobiony

W dzisiejszym Kontrwywiadzie RMF FM Marek Falenta zapewniał, że jest niewinny, a cała sytuacja została wykreowana przez "baronów węglowych". Myślę, że (...)  ta sytuacja jest wywołana przez baronów węglowych, którzy dzisiaj kupują tanio węgiel od polskich kopalni i sprzedają go bardzo drogo indywidualnym osobom - mówił. Ja chciałem tylko sprzedawać węgiel, który jest o jedną trzecią tańszy, niż wynosi cena rynkowa - przekonywał.

Falenta przyznał, że zna zarówno tego, kto - według prokuratury - nagrywał polityków, jak i tego, kto te nagrania upublicznił, a także, że dysponuje sumą ponad stu tysięcy złotych, jakie pracownicy restauracji mieli dostać za nagrywanie rozmów. Zapewniał jednak, że to nie on stoi za aferą podsłuchową. Jestem na rynku od 17 lat, posiadam około 30 firm, zatrudniam dwa tysiące ludzi. Nie podjąłbym takiej akcji. Nie jestem samobójcą - stwierdził.