Sąd w Piotrkowie Trybunalskim zdecyduje dzisiaj, czy maszynista pociągu, który w piątek wykoleił się w Babach, trafi na trzy miesiące do aresztu. Prokuratura przedstawiła Tomaszowi G. zarzut spowodowania katastrofy w ruchu kolejowym. Mężczyzna nie przyznaje się do winy. Według śledczych pociąg jechał z prędkością niemal trzykrotnie większą niż dozwolona. W nocy w miejscu wypadku przywrócono ruch jednym torem.

Obok miejsca wypadku, ze względów bezpieczeństwa, wprowadzono ograniczenie prędkości do 50 kilometrów na godzinę, ale nie będzie to powodować opóźnień - zapewnił rzecznik PKP PLK Krzysztof Łańcucki.

Wczoraj prokuratura przedstawiła maszyniście pociągu, 42-letniemu Tomaszowi G., zarzut spowodowania katastrofy kolejowej. Według śledczych, jedną z przyczyn wypadku była prawdopodobnie nadmierna prędkość. Urządzenia zarejestrowały, że przed wypadnięciem z torów skład jechał z prędkością 118 km na godz., a ograniczenie prędkości w tym miejscu wynosi 40 km na godz.

Maszynista nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Nie chciał też odpowiadać na pytania prokuratora.

Prokuratura wciąż analizuje też inne możliwe przyczyny tej katastrofy m.in. wadę materiałową i technologiczną torowiska, wadę urządzenia rozjazdowego, które miało zmienić tor poruszania się pociągu czy niesprawność mechanizmów elektrowozu.

Do wypadku pociągu pasażerskiego TLK relacji Warszawa Wschodnia - Katowice doszło w piątek. W katastrofie zginął 52-letni mieszkaniec Częstochowy, a 81 osób poszkodowanych trafiło do szpitali.