Szef Pentagonu Mark Esper ogłosił, że USA wyślą kolejnych żołnierzy i sprzęt w rejon Zatoki Perskiej, żeby wzmocnić obronę powietrzną Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. O niedawne ataki na saudyjskie rafinerie Waszyngton oskarża Iran.

W odpowiedzi na prośbę Arabii Saudyjskiej prezydent (Donald Trump) zgodził się na rozmieszczenie sił USA, których działania będą miały charakter obronny i skoncentrują się przede wszystkim na obronie przeciwlotniczej i przeciwrakietowej - powiedział w piątek wieczorem czasu lokalnego Mark Esper. Jak dodał, o pomoc wojskową poprosiły Waszyngton także Zjednoczone Emiraty Arabskie.

Będziemy pracować także nad przyspieszeniem dostaw sprzętu wojskowego do Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, aby zwiększyć zdolności obronne tych państw - poinformował szef Pentagonu. Nie ujawnił jednak, ilu żołnierzy zostanie wysłanych w rejon Zatoki Perskiej. Będzie to liczba "umiarkowana", na pewno nie będą to tysiące żołnierzy - podkreślił przewodniczący kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA, gen. Joseph Dunford. Jego zdaniem, więcej informacji w tej sprawie poznamy w przyszłym tygodniu.

Na początku maja USA skierowały na Bliski Wschód grupę uderzeniową okrętów wojennych z lotniskowcem Abraham Lincoln i eskadrę bombowców B-52 oraz baterie Patriot. Zwiększono też liczbę amerykańskich żołnierzy.


"Iran zaatakował saudyjskie rafinerie"

Mark Esper powtórzył, że to Iran jest odpowiedzialny za ostatnie ataki z użyciem dronów i pocisków manewrujących na instalacje naftowe w Arabii Saudyjskiej.

Szef Pentagonu zapewnił, że USA nie chcą wojny z Iranem, ale ostrzegł, że biorą pod uwagę również  opcje militarne, po które mogą sięgnąć, jeśli będzie to konieczne. Esper wezwał Iran, by odstąpił od swojej "niszczycielskiej i destabilizującej działalności".

Do przeprowadzonych w ubiegłą sobotę ataków na saudyjskie rafinerie oficjalnie przyznali się sprzymierzeni z Iranem jemeńscy rebelianci Huti, ale Waszyngton i Rijad oskarżają o nie Teheran. Irańskie władze zaprzeczają.

Amerykańskie sankcje na bank

Wcześniej w piątek prezydent Donald Trump ogłosił, że w związku z atakami na saudyjskie instalacje naftowe USA nakładają sankcje na irański bank. Resort finansów USA sprecyzował później, że restrykcje obejmą Bank Centralny Iranu, Irański Narodowy Fundusz Rozwoju, które wspierają finansowo irańską Gwardię Rewolucyjną, siły Al-Kuds, czyli elitarną jednostkę Gwardii Rewolucyjnej, oraz libański Hezbollah.

Sankcje zostaną też nałożone na firmę Etemad Tejarate Pars Co., która - jak wyjaśnia ministerstwo - jest wykorzystywana do ukrywania transakcji zakupu broni dla irańskiej armii.

Po jednostronnym wycofaniu się USA w 2018 roku z porozumienia nuklearnego światowych mocarstw z Iranem Stany Zjednoczone przywróciły bardzo surowe sankcje gospodarcze na Iran. Napięcia między Waszyngtonem a Teheranem narastają więc od miesięcy, a Trump na przemian grozi Teheranowi lub deklaruje, że nie chce doprowadzić do wojny, a nawet powtarza, że chce się spotkać z prezydentem Iranu Hasanem Rowhanim bez jakichkolwiek warunków wstępnych - przypomina dziennik "The Hill".

Jednak po groźbach Trumpa i sekretarza stanu Mike'a Pompeo, którzy dawali do zrozumienia, że nie wykluczają militarnej akcji odwetowej po atakach na saudyjskie rafinerie, minister spraw zagranicznych Iranu Mohammad Dżawad Zarif ostrzegł, że atak zbrojny USA lub Arabii Saudyjskiej na jego kraj przerodzi się w "wojnę na pełną skalę".

Iran: Sankcje USA to próba odebrania Irańczykom dostępu do jedzenia i leków

Najnowsze sankcje USA m.in. wobec irańskiego banku centralnego to dowód, że amerykańska strategia wywierania maksymalnej presji na Iran nie działa, ale też próba pozbawienia zwykłych Irańczyków dostępu do żywności i leków - powiedział w sobotę szef MSZ tego kraju.

To znak desperacji USA (...) Skoro oni (tj. Amerykanie - PAP) uparcie nakładają sankcje na tę samą instytucję, to znaczy, że nie powiodły się ich starania, by zmusić naród irański do padnięcia na kolana w ramach maksymalnej presji - tłumaczył szef irańskiej dyplomacji Mohammad Dżawad Zarif, którego wypowiedź transmitowała telewizja państwowa.

Zastrzegł jednak, że jest to równocześnie "niebezpieczne i nie do przyjęcia jako próba zablokowania (...) dostępu narodu irańskiego do żywności i leków". Irański dyplomata wypowiedział się po przylocie do Nowego Jorku, gdzie ma wziąć udział w dorocznej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ.

Również w sobotę dowódca irańskich Strażników Rewolucji generał Hosejn Salami zapowiedział zdecydowaną reakcję Iranu na wymierzone w ten kraj niewielkie nawet akty agresji. Ograniczona agresja nie pozostanie ograniczona. Będziemy ścigać każdego agresora. Chcemy kary i nie spoczniemy do czasu całkowitego zniszczenia agresora - oświadczył Salami.

Reuters pisze o doniesieniach, że z powodu cyberataków w piątek wieczorem nastąpiły przerwy w funkcjonowaniu niektórych irańskich serwisów i stron internetowych, w tym niektórych firm petrochemicznych.

Agencja zaznacza jednak, że przerwy były krótkotrwałe i miały ograniczony zasięg. Zwykli mieszkańcy twierdzili, że bez przeszkód łączyli się z internetem.