Wojskowa prokuratura poprosiła szefa Biura Ochrony Rządu o wskazanie oficerów, którzy 10 kwietnia mieli czekać na prezydenta w Smoleńsku - dowiedział się reporter RMF FM Mariusz Piekarski. Generał Marian Janicki zapewniał na antenie RMF FM, że jego ludzie byli na lotnisku Siewiernyj. Funkcjonariusze zabezpieczający wizytę prezydenta Kaczyńskiego zeznali jednak, że wszyscy czekali na delegację w Katyniu.

Wojskowa prokuratura szuka oficerów BOR-u. Tych, którzy 10 kwietnia mieli czekać na prezydenta na lotnisku w Smoleńsku. Śledczy poprosili szefa BOR o wskazanie tych osób. Gen. Janicki zapewniał, ze jego ludzie byli w Smoleńsku - funkcjonariusze zabezpieczający wizytę prezydenta zeznali, ze wszyscy czekali na delegację w Katyniu.

Prokuratorzy liczą, że uda im się rozstrzygnąć, czy prawdę mówią BOR-owcy czy ich szef. Przyznają jednak, że ustalenie, gdzie byli oficerowie Biura Ochrony Rządu jest drugorzędne dla śledztwa i zbadania przyczyn katastrofy.

Ponieważ jednak zeznania BOR-owców są sprzeczne z tym co publicznie mówił szef Biura, prokuratorzy zwrócili się do generała Janickiego o wskazanie osób, które jego zdaniem były na płycie lotniska. Biuro Ochrony Rządu realizowało swoje zadania na lotnisku w Smoleńsku. Adekwatne do tego, co miało miejsce 10 kwietnia rano - mówił szef BOR.

Generał Janicki nigdy nie wskazał konkretnych osób, by potwierdzić swoją wersję. Teraz na prośbę prokuratury ma to zrobić. Z informacji reportera RMF FM wynika, że i przesłuchani już BOR-owcy zeznali prawdę, i szef BOR jest w stanie obronić swoją wersję. To możliwe, gdyż w Smoleńsku nie było BOR-owców z grupy rekonesansowej - tej, która przygotowywała wizytę prezydenta. Oni wszyscy byli w Katyniu. Na płycie lotniska byli jednak funkcjonariusze BOR niezwiązani z zabezpieczeniem wizyty - m.in. kierowca ambasadora.