Okazało się, że raport ministra Millera jest niewiele wart - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM córka Zbigniewa Wassermanna. Zdaniem Małgorzaty Wassermann, prace tego gremium trzeba powtórzyć. To reakcja na przedstawione dziś przez prokuraturę nowe stenogramy rozmów z kokpitu tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku.

Małgorzata Wassermann wskazuje przede wszystkim na fakt, że eksperci pracujący dla komisji Jerzego Millera przypisali autorstwo słów w kokpicie generałowi Błasikowi. A to sugerowało, że mógł on wywierać nacisk na załogę, by lądowała na wszelką cenę. Krakowscy biegli nie byli już tego tacy pewni i nie umieścili podobnych stwierdzeń w swojej opinii.

Trzeba się zastanowić nad tym, czy da się powołać inny zespół, który przebadałby to jeszcze raz. Myślę, że nie powinni to być ci sami członkowie, co w zespole pana ministra Millera - mówi Małgorzata Wassermann.

Córka Zbigniewa Wassermana dodaje, że po dzisiejszej konferencji nie spodziewa się szybkiego wyjaśnienia sprawy. Jej zdaniem, dopiero gdy z Moskwy dotrą wszystkie dowody, będzie można mówić o wiarygodnych hipotezach przyczyn tragedii smoleńskiej.

Pod koniec sierpnia na cmentarzu w podkrakowskich Bielanach ekshumowano szczątki Zbigniewa Wassermanna, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Pojawiły się bowiem wątpliwości co do "stwierdzeń zawartych w dokumentacji sądowo-lekarskiej badania zwłok zmarłego, otrzymanej z Rosji".

Badania wrocławskich biegłych wykazały wiele rozbieżności w polskich i rosyjskich dokumentach dotyczących sekcji zwłok Zbigniewa Wassermanna. Nie zgadzały się m.in. opisy narządów wewnętrznych posła.