Kilkaset osób - m.in. aktywiści Greenpeace - demonstrowało w niedzielę u zbiegu granic Czech, Polski i Niemiec przeciwko planowanemu rozszerzeniu wydobycia węgla brunatnego w kopalni „Turów”. Po polskiej stronie obecni byli pracownicy kopalni i ich rodziny, którzy chcą kontynuacji wydobycia.

Koordynator Projektów w Fundacji "Rozwój TAK - Odkrywki NIE" Kuba Gogolewski poinformował w niedzielę PAP, że protest po stronie polskiej rozpoczął się zgodnie z planem, ale został przeniesiony na stronę czeską - z powodu udziału kontrmanifestantów.

Związki zawodowe kopalni Turów zachęcały do uczestnictwa, choć nie zarejestrowały swojej manifestacji. Przyszła duża grupa osób z megafonami i zagłuszała nasze wystąpienia, dlatego przenieśliśmy się na stronę czeską. Wynikało to też z obostrzeń sanitarnych. Było nas za dużo na zgromadzeniu, a po stronie czeskiej przepisy dotyczące zgromadzeń są mniej restrykcyjne. Tam kontynuowaliśmy protest - powiedział Gogolewski.

Po wystąpieniach uczestnicy wykonali łańcuch ludzki, a następnie odbył się spływ kajakowy Nysą Łużycką. Uczestnicy popłynęli wzdłuż kopalni odkrywkowej oraz elektrowni Turów i zakończyli spływ w niemieckiej miejscowości Hirschfelde.

Gogolewski dodał, że uczestnicy protestowali nie tylko przeciw odkrywce prowadzonej w kopalni Turów, ale również solidaryzowali się z grupą niemieckich aktywistów, którzy protestują przeciw odkrywce w Garzweiler na zachodzie Niemiec.


Po czeskiej stronie pojawił się m.in. przewodniczący samorządu krajowego (wojewódzkiego) w Libercu Martina Putę.

Występujący konsekwentnie od lat przeciwko rozszerzeniu wydobycia samorządowiec, podkreślił, że jego zdaniem decyzje o przedłużeniu koncesji dla kopalni zapadły z naruszeniem europejskiego prawa. Zwrócił uwagę, że postanowienie polskiego ministra klimatu czeskie urzędy zaskarżyły do polskich sądów, ale rozstrzygnięcia nie były po myśli czeskiej strony. Dlatego m.in. na wniosek władz kraj(województwa) libereckiego czeski rząd wystąpił ze skargą do Komisji Europejskiej.


Kopalnia ma bardzo negatywny wpływ na środowisko, a także na życie mieszkańców, głównie ze względu na to, że czerpie wody gruntowe z terytorium Czech - powiedziała agencji CTK koordynatorka akcji protestacyjnej Nikol Krejczova. Jej zdaniem, chociaż polska strona twierdzi inaczej, wody brakuje, a w gminach Vaclavice i Uhelna, które położone są w bezpośrednim sąsiedztwie kopalni, wiele studni całkowicie wyschło, a rzeczka Oldrzichowski Potok na czesko-polskiej granicy zamieniła się w suchą fosę.

Gwizdy i piski

Według relacji czeskich dziennikarzy najliczniejsza i najbardziej aktywna była grupa polskich zwolenników kontynuowania wydobycia w kopalni "Turów". Reporterzy m.in. zwrócili uwagę na znak rozpoznawczy, jakim były koszulki z Krecikiem w górniczym kasku z napisem "Wspieram kopalnię Turów". CTK napisała, że gwizdami i piskiem starali się zakłócić wystąpienia przeciwników kopalni. Według reporterów czeskiej telewizji demonstracja po polskiej stronie granicy została rozwiązana przez policję w godzinę po rozpoczęciu.


Kopalnia "Turów" dostarcza węgiel przede wszystkim do sąsiedniej elektrowni, a ich właściciel Polska Grupa Energetyczna chce kontynuować wydobycie do 2044 roku i zabiega o przedłużenie koncesji do tego terminu, czyli do wyczerpania zasobów surowca. 13 tys. przeciwników - nie tylko czeskich - podpisało się pod petycją do Parlamentu Europejskiego. Z kolei w Polsce część osób podpisuje petycję w obronie kopalni i elektrowni. Zebrano już 30 tys. podpisów.

Odpowiadając na zarzuty związane z rzekomym wpływem kopalni na wody gruntowe po czeskiej stronie, polska spółka przed kilkoma dniami zwróciła uwagę, że poziom wód jest od wielu lat monitorowany przez polsko-czeskie i polsko-niemieckie zespoły specjalistów. Sieć pomiarowa obejmuje 550 miejsc pomiaru zwierciadła wód podziemnych, z czego ponad 150 należy do polsko-czeskiej i polsko-niemieckiej sieci pomiarowej.


Wyniki badań specjalistów potwierdzają, że kopalnia nie powoduje odwodnienia w ujęciach wody pitnej. Spółka poinformowała w komunikacie z 27 sierpnia br., że ekran przeciwfiltracyjny, który będzie chronił przed ewentualnym przepływem wody (z Czech- PAP) w stronę kopalni Turów, jest gotowy w 70 proc. Ta warta 17 mln zł inwestycja powstaje w odpowiedzi na obawy strony czeskiej o lokalne ujęcie wodne - napisała rzeczniczka PGE Sandra Apanasionek. Prace mają być zakończone w 2021 r.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Fala po zrzucie ścieków do Wisły w poniedziałek dotrze do Płocka