12 czerwca rozpocznie się nowym sezon żużlowej PGE Ekstraligi. Zawodnicy, którzy przyjechali do Polski z zagranicy, przechodzą kwarantannę. Powrotu do treningów już nie mogą doczekać się trener i zawodnicy Eltrox Włókniarza Częstochowa. Trener Marek Cieślak już planuje ze swoimi zawodnikami, którzy przechodzą kwarantannę, wspólne rowerowe treningi. O tym, jak drużyna Włókniarza przechodzi kwarantannę, a także o meczach rozgrywanych w grobowej atmosferze z trenerem Włókniarza Częstochowa rozmawiał Wojciech Marczyk z redakcji sportowej RMF FM.

Wojciech Marczyk, RMF FM: Jak u pana przebiega czas przed testami i wznowieniem treningów? Nie zrezygnował pan z jazdy na rowerze?

Marek Cieślak: Na razie mamy plażę. Czekamy, aż zawodnicy skończą kwarantannę i w poniedziałek wszyscy przejdziemy testy na koronawirusa. Później po dwóch dniach wychodzimy na tor. Wszystko jest już przygotowane. Rower cały czas jest w użytku.

A ma pan jakieś obawy przed tym nietypowym sezonem? Na torze będą obowiązywać zupełnie inne zasady niż do tej pory.

Będzie to jakaś nowa przygoda. W takich warunkach nigdy nie rozgrywaliśmy meczów. Zobaczymy, jak do w praktyce będzie wszystko dokładnie wyglądało i jak będziemy radzili sobie z tymi obostrzeniami i z brakiem publiczności, z ograniczoną liczbą mechaników... Myślę, że to wszystko jakoś zorganizujemy. Na pewno będzie inaczej. Cisza na stadionie. Brak spikera, brak muzyki. Trochę będzie taka grobowa atmosfera.

Dla zawodników to też chyba będzie problem, bo doping zawsze motywuje.

Dlatego sami będziemy musieli się bardzo mocno zmotywować przed pierwszymi meczami. Jednak 15 tys. krzyczącej i dopingującej publiczności podnosi adrenalinę. Będzie trochę jak na treningu, a to powoduje, że pierwszy czy drugi start można przyspać. Musimy się więc sami jakoś zmotywować.

A jak będą u was w klubie wyglądać poniedziałkowe testy na korownawirusa?

U nas będzie tak, że wszyscy będziemy testowani w poniedziałek w klubie.

Kiedy macie mieć wyniki?

Podobno po dwóch dniach. Chociaż w telewizji słyszałem o górnikach, którym testy zrobili, ale nadal nie mają wyników, a minęło już w ich przypadku dużo czasu. Mam nadzieję, że w naszym przypadku tak nie będzie.

Nie ma pan obaw czy strachu przed koronawirusem i rozgrywaniem w tej sytuacji ligi?

Człowiek musiałby się wszystkiego w życiu bać. Różne choroby chodzą po starszych ludziach. Wielu moich kolegów już nie żyje albo są w złym stanie zdrowotnym. Ja nie mogę narzekać. Jestem dobrze wytrenowany. Codziennie jeżdżę po 70 kilometrów na rowerze i to w tempie. Zresztą mam plan, żeby wystartować w zawodach kolarskich w mojej grupie wiekowej. Za miesiąc będę miał 70 lat. Chcę pojechać w tej grupie tym bardziej, że mam przyjaciela, który ma 76 lat i został mistrzem Polski, a do tego mistrzem świata w jeździe na czas. On mnie motywuje, a ja się cieszę, że mam takie zdrowie i kolarstwo sprawia mi dużo przyjemności. Jeszcze większą mam satysfakcję wiedząc, że wielu żużlowców zaraziłem rowerową pasją. Cała czołówka nasza i zagraniczna jeździ na rowerach. Ja już nie mogę się doczekać wspólnych treningów na rowerze z moimi zawodnikami z Włókniarza z Jasonem Doylem, z Leonem Madesnem, z Fredrikiem Lindgrenem, z Pawełem Przedpełskim. Nawet młody Mateusz Świdnicki też już jeździ. Jazda na rowerze to po prostu wspaniały sposób na utrzymanie kondycji.

Wspomniał pan o swoich zawodnikach Jak oni się czują na kwarantannie i jak podchodzą do tego innego sezonu?

Z tymi, z którymi są na tej ścisłej kwarantannie, bo przyjechali z zagranicy, rozmawiałem tylko telefonicznie. Chłopaki już się umawiają na rowery, bo z zaprzyjaźnionej firmy wypożyczamy im sprzęt. Oni już się martwą, czy będą mieli sprzęt do jeżdżenia. Jak mówią, jedyne co im doskwiera, to nuda. Mają zapewnione naprawdę świetne warunki. Są zakwaterowani w hotelu Arche. Specjalnie dla nich powstała sala gimnastyczna. Mają ogród tylko dla siebie. To jest bardzo dobre dla psa Fredrika Lindrgena, bo Fredka przyjechał do Polski z żoną i psem, bo po prostu nie miał go gdzie i z kim zostawić na tak długi czas. Oni sami mi już wcześniej mówili, że pierwszy tydzień będzie fajny, a w drugim będą przebierać już nogami, bo zbliżają się treningi itd., a wszyscy czują już tęsknotę za motorem. 

A panu mocno brakuje toru i takiego typowego żużlowego życia?

Oczywiście. Jesteśmy uzależnieni od takiego sposobu życia. Dla mnie to już będzie 52. sezon w ekstraklasie.

Ale takiego dziwnego pan nie pamięta?

A gdzie? Żebyśmy nic nie robili w marcu, kwietniu czy maju... Nigdy. Niestety taka jest teraz sytuacja.

Był pan chyba jednym z pierwszych trenerów, który wiedział, jakim składem będzie dysponował w rozpoczynającym się niedługo sezonie. Prezes Michał  Świącik szybko dogadał się z wszystkimi zawodnikami.

Praktycznie wszyscy się dogadali. Niby Leszno ma jakiś problem, ale dogadają się. Sytuacja jest taka, że lepiej zarobić trochę mniej, ale zarobić. Rok przerwy w startach dla zawodnika oznacza cofnięcie się w rozwoju. Regulamin jest też ułożony nie pod zawodników, a przeciwko nim. Jeżeli ktoś się nie dogada, to przyszły rok też nie będzie jeździł. To jest bardzo fajne posunięcie, ale tylko w jedną stronę. Ja wiedziałem, że wszyscy się dogadają. Zawodnicy też myślą i wiedzą, że sytuacja jest jaka jest. Zresztą, najlepiej to wiedzą ci, co mieszkają za granicą. Tam te obostrzenia są często na wyższym poziomie niż u nas. Niestety tak jest jak jest, a my musimy zacisnąć zęby i jechać.

A wierzy pan, że uda się rozegrać jakieś międzynarodowe zawody?

Wszystko zależy od sytuacji epidemicznej w innych krajach i też w naszym. Wszystko zależy od tego, czy w Anglii dopuszczą do imprez masowych, bo bez publiczności to nikt nie będzie chciał zrobić żadnych zawodów. A przypomnę, że finał Speedway of Nations w tym roku miał być Manchesterze. Nie wiemy, czy nadal będą obowiązywać kwarantanny? Jak będą, to przecież nikt nie pojedzie, żeby siedzieć 2 tygodnie i czekać na start, bo przecież normalnie będzie liga jeździć.

Dla pana PGE Ekstraliga w nowych zasadach sanitarnych - z maseczkami, rękawiczkami itd. będzie sporym problemem?

Zobaczymy jeszcze, jak to będzie z tymi maseczkami. Już przebąkują, że w ciągu dwóch tygodni zmienią się przepisy i będzie trzeba je nosić tylko w sklepach i zamkniętych pomieszczeniach. Jak będzie trzeba nosić maseczki, to będziemy nosić maseczki. To na pewno będzie o wiele trudniejsze dla zawodników. Oni będą zjeżdżali z toru, będą na głębokim oddechu, a tu będą musieli zakładać maseczki. Ja jeżdżę dużo na rowerze i powiem krótko, ani razu nie włożyłem maseczki. Nie będę wciągał z powrotem tego, co wyrzuciłem. To samo mówią lekarze, że przy bieganiu, jeździe na rowerze czy w ogóle przy wysiłku sportowym maseczka działa odwrotnie - szkodzi. Ja jeżdżę też na rowerze tam, gdzie nie mam dużego kontaktu z ludźmi. Policjanci w tej sytuacji też są wyrozumiali, bo nawet nikt mnie jeszcze nie zatrzymał i nie zwrócił uwagi. 

Opracowanie: