"Warto mówić, że sytuacja jest daleka od dobrej, a liczba zgonów zależy przede wszystkim od późnego zgłaszania się pacjentów i bardzo przeciążonego systemu ochrony zdrowia" - tak aktualne dane dot. zakażeń koronawirusem i zgonów pacjentów z Covid-19 w Polsce skomentował w rozmowie z PAP prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych dr Michał Sutkowski. "Niestety do tej trudnej sytuacji zaczęliśmy się przyzwyczajać i nie robi to specjalnie na części osób wrażenia" - ocenił. "Jak co weekend wirus ma wolne, ale nie w rzeczywistości, tylko w statystykach" - stwierdził z kolei dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw Covid-19.

Ministerstwo Zdrowia poinformowało w niedzielę o  4 706 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem i śmierci 98 pacjentów z Covid-19 - 27 z nich nie miało chorób współistniejących.

Prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych dr Michał Sutkowski w rozmowie z PAP ocenił, że dane weekendowe są nieadekwatne do sytuacji. Dane z piątku są bardziej wiarygodne i mówią więcej o pandemii - ok. 300 zgonów dziennie i ok. 6-7 tys. zakażeń - przypomniał. Średnia zgonów na poziomie 300 to jest dużo - ocenił.

Zdaniem Sutkowskiego, sytuacja pandemiczna jest w "dalszym ciągu trudna". Niestety do tej trudnej sytuacji zaczęliśmy się przyzwyczajać i nie robi to specjalnie na części osób wrażenia - wskazał. Jego zdaniem jesteśmy "daleko, by mówić o wygaszaniu" pandemii. Dodał, że liczba zakażeń zmniejszająca się bardzo powoli - o kilkanaście procent z tygodnia na tydzień, a o 5-7 proc. zmniejszyła się w ciągu ostatniego półtora miesiąca liczba zgonów.

Mamy duże szczęście, bo z niewiadomych do końca powodów ten wirus jest mniej aktywny w Polsce. Ale to w żaden sposób nie powinno nas uspokajać, bo jeszcze o nim bardzo wiele nie wiemy - podsumował Sutkowski.

"Co najmniej dwukrotne niedoszacowanie liczby zakażeń dziennych"

Dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw Covid-19 w rozmowie z PAP podkreślił, że nie ma w tej chwili żadnych danych, które by mówiły o większym spadku zakażeń. Jak co weekend wirus ma wolne, ale nie w rzeczywistości, tylko w statystykach - wskazał Grzesiowski. Podkreślił, że nie należy brać pod uwagę przy ocenie sytuacji epidemicznej danych jednodniowych, ponieważ one są zaniżone. Jest mniej testów, mniej otwartych przychodni, mniej laboratoriów. Takie dane są włączane do średniej tygodniowej - tłumaczył.

Wydaje się, że na podstawie zgonów mamy co najmniej dwukrotne niedoszacowanie liczby zakażeń dziennych - ocenił Grzesiowski. Wyjaśnił, że jeżeli przeciętnie umiera dziennie 200-300 osób, a śmiertelność jest na poziomie 2 proc., to "łatwo policzyć, że aby zmarło 200 osób, to musi zachorować 10 tys.; żeby zmarło 300 - 15 tys.".

Mamy więc stabilny poziom zachorowań w rzeczywistość na poziomie 10-15 tys. dziennie, co pokazuje, że musimy utrzymywać generalnie ogólny lockdown, ale można pewne dziedziny odblokowywać pod ścisłą kontrolą i pod warunkiem przestrzegania zasad bezpieczeństwa - ocenił ekspert.