Koronawirus rozprzestrzenia się szybko, w istotnej części przypadków chorzy przekazują go zanim jeszcze pojawią się u nich objawy - potwierdza w pracy złożonej do druku w czasopismie "Emerging Infectious Diseases" miedzynarodowy zespół naukowców z University of Texas w Austin. Ich badania wykazały, że w łańcuchu infekcji miedzy kolejnymi zachorowaniami mija niespełna tydzień, a nieco więcej niż co dziesiąta z zakażonych osób przenosi wirusa na innych zanim jeszcze poczuje objawy.

Badacze z USA, Francji, Chin i Hong Kongu, pracujący pod kierunkiem naukowców z University of Texas w Austin przeanalizowali ponad 450 przypadków infekcji z 93 chińskich miast. Udało im się prześledzić łańcuchy zachorowań, w których pacjenci zarażają się kolejno od siebie. Policzyli, że do zachorowań w takim łańcuchu dochodzi mniej więcej co cztery dni. To oznacza, że między pojawieniem się objawów u pierwszej osoby, a pojawieniem się objawów u osoby, która zaraziła się bezpośrednio od niej mija średnio niespełna tydzień. To bardzo krótko. 

Szybkość rozprzestrzeniania się epidemii zależy od dwóch czynników, liczby osób, które każdy chory może zainfekować i własnie czasu, który mija między pojawieniem się objawów u pierwszej osoby i kolejnej. Krótki odstęp sprawia, że liczba przypadków COVID-19 może rosnąć gwałtownie i może być trudna do zahamowania. W przypadku wirusa Ebola objawy u kolejnych zakażonych z tego samego łańcucha pojawiają się co kilka tygodni i dlatego łatwiej ją opanować. Służba zdrowia ma znacznie więcej czasu by przypadki infekcji wirusem Ebola rozpoznać i izolować, zanim zarażą innych - mówi prof. Lauren Ancel Meyers z UT Austin. Dane potwierdzają, że koronawirus może rozprzestrzeniać się, jak grypa. To oznacza, że po to, by zatrzymać zagrożenie musimy działać szybko i agresywnie

Meyers i jej zespół zdołali zebrać przekonujące fakty na temat tego, jak wiele przypadków infekcji następuje zanim jeszcze u osoby chorej pojawią się objawy. Ich zdaniem to ponad 10 proc. zakażeń. Do tej pory podejrzewano, że to jest możliwe, teraz wiemy już jaka może być skala tego zjawiska. Nasze obserwacje dowodzą, że szeroko zakrojone działania na rzecz kontroli możliwych dróg kontaktu, w tym izolacja chorych, kwarantanna podejrzanych, zamknięcie szkół, odwołanie imprez masowych, wreszcie ograniczenie możliwości przemieszczania się, mogą być uzasadnione - dodaje Meyers. Możliwość zakażania przez osoby bez objawów z pewnością komplikuje kontrolę epidemii

Meyers przyznaje, że analiza setek i tysięcy nowych przypadków, które pojawiają się codziennie na całym świecie może te dane zweryfikować. Opisane przez jej zespół badania opierały się w dużej części na relacjach chorych na temat tego, gdzie i kiedy byli, z kim się spotykali i jak się czuli. Sa szanse, że jeśli służby sanitarne skuteczniej będą izolować chorych pacjentów, tempo rozprzestrzeniania się wirusa może się zmienić. Na razie nasze ustalenia znajdują potwierdzenie w obserwowanych przypadkach "cichej" transmisji wirusa i rosnącej liczby zakażony w setkach miejsc na całym świecie - dodaje Meyers. To pokazuje, że epidemia COVID-19 może być trudna do uchwycenia i dlatego wymaga szczególnych działań.