"Nigdy tego wcześniej nie mówiłem. Nigdy go nie rozumiałem. Ale już teraz wiem, co czuł Andrzej Gołota. Wiem, jak inaczej się walczy, kiedy stawka jest wielka. Ja wychodziłem do ringu w Nowym Jorku, tak jak Gołota wychodził kiedyś do pierwszej walki z Riddickiem Bowe. Czy później do Lennoxa Lewisa. Myślałem, że Andrzej to taki świr, ale już wiem, że to wszystko rozgrywa się w głowie. Tam się wygrywa i przegrywa" - mówi Artur Szpilka w pierwszym wywiadzie od powrotu do Polski po porażce z Bryantem Jenningsem. Od walki 25 stycznia w Madison Square Garden Theatre, minął dokładnie miesiąc.

Pięściarz z Wieliczki podkreśla, że na miesiąc zniknął z mediów. Nie oglądał telewizji, nie chodził na treningi. Dziś byłem na pierwszym treningu od walki z Jenningsem. Akurat miesiąc od Nowego Jorku. Po tej przegranej, dla mnie nieszczęsnej, bo podszedłem do niej bardzo ambicjonalnie, troszkę się podłamałem. Dałem sobie upust emocjom, nawet pewnym postanowieniom. Miałem delikatny zapis, że jak przegram, to będę mógł się napić. Więc się napiłem. Teraz znowu jestem abstynent. Przez ten miesiąc zupełnie się odizolowałem od boksu. Nic nie wiem. Nawet nie wiem, kto z kim boksuje. Nie interesowało mnie to. Komentarzy nie czytałem. To jest mój pierwszy wywiad - opowiada Szpilka.

Walki z Jenningsem nie oglądał w całości. Może na pierwsze trzy rundy popatrzyłem. Do czasu jak nokdaun na dół dostałem. Człowiek żył tą pewnością siebie, dużo została powiedziane, wyszedłem do walki i okazało się, że jest inaczej. Może mnie to wszystko trochę przerosło. Nie ma co gadać o innych zawodnikach, bo wychodzisz, mija jedna, druga runda, a tu nie jest tak, jak ci się wydawało. Wiem, że pewnego poziomu bez ciężkiej pracy nie przeskoczę. To nie jest tak, że ja teraz nie wierzę w siebie. Mam o czym myśleć. Bez oglądania wiem, że mi zabrakło pomysłu, patrzę, jeden, drugi, trzeci cios tylko na gardę wchodzi. Chciałem coś w tym naszym promowaniu, budowaniu zawodnika przełamać. Wydawało mi się, że Bryanta mogę pokonać. Pomyliłem się. W każdej rundzie Jennings zmieniał swój  styl, w jakimś momencie już nie wiedziałem, co mam robić. Trener Łapin miał dla mnie plan A, B i nawet C, ale ja w ringu chciałem nagle wszystko pokazać, nie myślałem i nic nie pokazałem. W dziesiątej mogłem przecież też uciekać, by mnie nie znokautował, ale ja postawiłem wszystko na jedną kartę. Myślałem, że się uda - podkreśla pięściarz. 

Szpilka jak Gołota

Jak dodaje, w pewnym momencie poczuł się jak Andrzej Gołota. Wiem jak inaczej się walczy, kiedy stawka jest wielka. Ja wychodziłem do ringu w Nowym Jorku, tak jak Gołota wychodził kiedyś do pierwszej walki z Riddickiem Bowe. Czy później do Lennoxa Lewisa. Myślałem, że Andrzej to taki świr, ale już wiem, że to wszystko się w głowie rozgrywa. Cały czas myślałem - co będzie jak ja przegram? Zamiast myśleć o taktyce, ta cała reszta psychiczna wzięła górę. Czułem, słyszałem tych kibiców - jak zawsze ale tym razem stawka był inna. Nie przeciwnik nie wiadomo jaki, bo to nie był Kliczko, bo wtedy byłaby przepaść. Tu nie chodzi o strach, bo ja się go nikogo nie boję, ale coś mnie psychicznie zblokowało, jak zobaczyłem, że w ringu jest inaczej niż myślałem. Każdy z nas może sobie wyobrażać presję - kibice czy ty, ktokolwiek, ale i tak nie macie pojęcia, o czym mówicie. Ale co się czuje wchodząc do ringu przy takich nazwiskach, takich stawkach, tego się nie da opisać. Serce wali jak dzwon. Przekonałem się na własnej skórze, że emocje mogą mnie zgubić. Mam nauczkę. Wiem, że jeszcze w Madison Square Garden zaboksuję. Oczywiście, jak wyeliminuję swoje błędy, bo jak nie, to już nigdy tam nie będę. Z drugiej strony, ja się takimi przegranymi nie załamuję. Wiele rzeczy w moim życiu się przegrało i ja teraz nie mówię o ringu. O życiu - powiedział Artur Szpilka. 

(ug)

www.ringpolska.pl