"Jak mieliśmy postąpić, kiedy płynął potok informacji o bombach z polskich adresów IP?" - pytał Alaksandr Łukaszenka przemawiając w białoruskim parlamencie. To jego pierwsze wystąpienie po uziemieniu w Mińsku samolotu Ryanair i zatrzymaniu opozycyjnego dziennikarza Ramana Pratasiewicza.

Alaksandr Łukaszenka przemawiał na zwołanym w trybie pilnym spotkaniu z przedstawicielami parlamentu i rządu. Nie było ono transmitowane na żywo, a cytaty pochodzą z mediów państwowych.

Według Łukaszenki "informacja o zmuszeniu do lądowania przez myśliwiec, to absolutne kłamstwo". Jak powiedział, "zadanie myśliwca, to zabezpieczenie łączności i sprowadzenie samolotu do lądowania w przypadku sytuacji krytycznej". Łukaszenka utrzymywał, inne lotniska "nie przyjęły samolotu".

Twierdził również, że maszyna przelatywała nad białoruską elektrownią atomową. "A jeśliby nagle systemy bezpieczeństwa przeszły w stan pełnej gotowości bojowej?" - zapytał.

Usytuowana 50 km od stolicy Litwy, Wilna, elektrownia jądrowa w Ostrowcu dysponuje systemem obrony przeciwlotniczej.

"Na pokładzie samolotu Ryanair był terrorysta"

"W samolocie był terrorysta i wiadomo o tym daleko poza granicami Białorusi" - stwierdził Alaksandr Łukaszenka, wyjaśniając niedzielny "incydent". "Za przestępstwa odpowie każdy. To kwestia czasu. Oni chcieli nas zabić. Ile by nas tu setek tysięcy zginęło, jeśli nie dalibyśmy odporu" - mówił, odnosząc się być może do ubiegłorocznych protestów przeciwko sfałszowaniu wyborów.

"Niezależnie od tego, czy bomba była, czy nie, ale gdyby zameldowali, że na pokładzie jest terrorysta, natychmiast wydałbym rozkaz posadzenia samolotu" - powiedział prezydent Białorusi.

Reakcję Zachodu Łukaszenka nazwał "zaplanowaną prowokacją". Jego zdaniem kraje zachodnie podejrzanie szybko zareagowały, wydając podobne do siebie oświadczenia.

"Dałem rozkaz stanu gotowości systemów przeciwlotniczych elektrowni"

"Na moje polecenie wszystkie systemy zabezpieczeń elektrowni jądrowej, w tym ochrona przeciwlotnicza zostały uruchomione i postawione w stan gotowości bojowej" - powiedział prezydent Białorusi. Jak wyjaśnił, jego obowiązek to "ochrona obywateli".

"Chodzi nie tylko o ten myśliwiec, który został poderwany absolutnie zgodnie ze wszelkimi normami" - tłumaczył, komentując przymusowe lądowanie w Mińsku samolotu Ryanair. "Chodzi także o to, o czym nie mówimy (nie mówiliśmy - PAP) - że na moje polecenie wszystkie systemy bezpieczeństwa elektrowni jądrowej, w tym obrona przeciwlotnicza, zostały uruchomione i postawione w stan gotowości bojowej" - cytuje Łukaszenkę agencja BiełTA.

"Zrozumcie, jeśli w samolocie byłaby bomba, a terroryście rzeczywiście chcieliby ją zdetonować, to raczej nie moglibyśmy pomóc. Ale nie mogłem dopuścić, żeby samolot upadł na głowy naszych ludzi" - powiedział prezydent Białorusi, przypominając sytuację sprzed ponad tygodnia, gdy piloci wojskowego Jaka-130 zginęli, próbując wyprowadzić maszynę znad budynków mieszkalnych.

Występując w środę w zorganizowanym pilnie orędziu do parlamentu, Łukaszenka mówił, że na tle licznych informacji o bombach (w tym w samolotach) które docierają na Białoruś z "adresów IP w Polsce, na Litwie i Łotwie", władze musiały zareagować na rzekome groźby o ładunku wybuchowym. W tym przypadku, jak uściślił, informacja została przysłana ze Szwajcarii. Według Łukaszenki oprócz Mińska takie same groźby wysłano do portów lotniczych w Atenach i Wilnie.

"W pobliżu trasy lotu leży elektrownia jądrowa. A jeśli? Co, mało nam Czarnobyla?" - pytał prezydent Białorusi.

Jest polskie śledztwo ws. samolotu

W ostatni poniedziałek prokurator generalny Zbigniew Ziobro nakazał wszcząć śledztwo w sprawie niedzielnego lądowania samolotu linii Ryanair w Mińsku. Maszyna, która w niedzielę leciała do Wilna, musiała awaryjnie lądować w stolicy Białorusi. Następnie służby zatrzymały jednego z pasażerów - antyrządowego blogera Ramana Pratasiewicza.

Śledztwo dotyczy naruszenia dwóch artykułów kodeksu karnego. Pierwszy mówi o użyciu podstępu lub groźby bezpośredniego użycia przemocy w celu przejęcia kontroli nad statkiem powietrznym. To wyraźne nawiązanie do fałszywej informacji o bombie na pokładzie, przekazanej załodze z Mińska, oraz do skierowania do pasażerskiej maszyny myśliwca białoruskich sił powietrznych, który miał doprowadzić do tzw. przechwycenia, czyli zmuszenia załogi do zejścia z kursu i lądowaniu w stolicy Białorusi.

Drugi z artykułów, na który powołuje się wszczynając śledztwo prokuratura mówi o bezprawnym pozbawieniu wolności, co dotyczy zarówno zatrzymanego w Mińsku opozycjonisty Ramana Pratasiewicza i jego dziewczyny, jak wszystkich pasażerów i załogi zatrzymanego bezprawnie samolotu.

Zarzuty, których dotyczy wszczęte przez prokuraturę śledztwo zagrożone są karą od 2 do 12 lat więzienia.