"Prokuratura chce wszystkiego, co masz o mnie. Screeny, zapisy rozmów. I najważniejsze, kto dostał zdjęcia i rozmowy" - pisał do Emilii Szmydt przebywający w szpitalu sędzia Arkadiusz Cichocki. W tej samej wiadomości dodawał - "Twój wątek można umorzyć, a sędziów, którzy przesyłali sobie moje zdjęcia można dalej ścigać". Ujawniamy jeden z ostatnich wątków hejterskiej afery, podważający linię obrony jednego z jej bohaterów.

Chodzi o byłego prezesa Sądu Okręgowego w Gliwicach, współdziałającego z Małą Emi, jak sam twierdzi na "zlecenie" byłego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka. W wyniku ujawnienia afery trzy tygodnie temu sędzia Cichocki trafił do szpitala, jak twierdził - w stanie narażenia życia: "Trafiłem na OIOM, kiepsko ze mną, noc przeżyłem, powinno być już lepiej".

Problem w tym, że w bytomskim szpitalu, do którego trafił sędzia Cichocki... nie ma OIOM-u.

Zdrowotna mistyfikacja?

Oddział Intensywnej Opieki Medycznej to oddział przeznaczony dla pacjentów w stanie krytycznym, wymagających stałego monitorowania oraz wspomagania istotnych funkcji życiowych. W Szpitalu Specjalistycznym nr 1 w Bytomiu takiego oddziału nie ma. Najbliższy OIOM mieści się w odległym o kilkaset metrów Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 4.

Szpital przy Żeromskiego dysponuje tylko 4-osobową salą intensywnego nadzoru, mieszczącą się na oddziale kardiologii. Ordynatorem oddziału jest zaś dr Mirosława Cichocka. Arkadiusz Cichocki, jak przyznaje w rozmowie, jest jej bratankiem.

Szpitalne kontakty z Emilią

Przebywając w szpitalu Cichocki prowadził szeroką korespondencję, zarówno z mediami, jak z sędzią, który odwiedził go w towarzystwie kolegi. Opisaliśmy to tu.

Dziś przedstawiamy fragmenty rozmowy, jaką Cichocki prowadził z Emilią Szmydt. Konwersacja była prowadzona w sposób, który miał nie zostawiać śladów na serwerze komunikatora WhatsApp, którego używali: w zamkniętym czacie oboje wykorzystywali tzw. statusy - podpisy swoich kont, widoczne tylko dla rozmówcy, zastępowane natychmiast kolejnymi wpisami.

Za pośrednictwem statusów właśnie Cichocki sugerował sposób na wycofanie się z afery - pozbycie się kłopotliwych materiałów:

Trudne zadanie. Pierwszy ruch przy odejściu to zwrot materiałów i trwałe zniszczenie tego co miałem. Mam dużo na Ciebie i na PS. Plus na paru sędziów w których sprawach MS kazało nam współpracować. Na wypadek przeszukania chciałem być wolnym strzelcem, bez wiedzy i kontaktów.

Wśród wiadomości przekazanych Emilii przez Cichockiego na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza jedna - ta, którą można odebrać jak ofertę wycofania zarzutów wobec niej, w zamian za przekazanie prokuraturze wszelkich materiałów, obciążających Cichockiego. Chodzi o postępowanie ws. stalkingu, związanego z opublikowaniem przez Emi na twitterze nagiego zdjęcia Cichockiego:

Prokuratura - chce wszystkiego co masz o mnie. Screeny, zapisy rozmów. I najważniejsze, screeny kto dostał zdjęcia i rozmowy. Twój wątek można umorzyć a sędziów którzy przesyłali sobie moje zdjęcia można dalej ścigać

Emilia Szmydt odpowiada Cichockiemu:

Polujesz na PS. To on interweniował, gdy zamieściłam tweeta. To przez jego kilkuminutowe namowy go skasowałam, Nikt z Twoich kolegów nie zadzwonił ani nie napisał tylko on. Źle rozpoznajesz wrogów Arku.

(PS to sędzia, który miał być jedną z ofiar hejterskiego działania grupy. To jego Cichocki zapraszał do szpitala i starał się za to przeprosić. W piątek jednak oskarżył go o organizowanie prowokacji przeciwko sobie).

Ł. zostawił żołnierza lwom na pożarcie

Rozżalona Emi, która ujawniła działania hejterów, pisze z kolei do Cichockiego o swoim rozgoryczeniu i tym, jak się na nich i na nim samym zawiodła:

Twój wybór. Ja chcę uczciwej Polski, a nie zgniłych jaj. Kuba... A Ł. zostawił żołnierza na pożarcie lwów bo odp...lił brudną robotę a teraz niech ginie. Chcesz wisieć z tymi zdrajcami i oszustami - Twoja sprawa. Więc nie mów, że chcesz mi pomóc. Jesteś taki sam. K...a zrobiła swoje, może odejść. (...) Wydawałeś mi się w tym wszystkim najmądrzejszy i uczciwy wobec mnie"

Korespondencja sędziego z Małą Emi ma miejscami bardzo osobisty charakter. Oboje wyraźnie też zdają sobie sprawę z tego, że choć kolejne kwestie na bieżąco znikają z ich ekranów i nie będzie po nich śladu na WhatsApp - mogą być wykorzystane jako zrzuty ekranu:

Wątpliwości do wyjaśnienia

Zarówno wybór szpitala, jak prowadzenie z niego przez sędziego Cichockiego obszernej korespondencji z kolegami, Emilią Szmydt i przynajmniej kilkoma redakcjami zdają się podważać tezę, że trafił na oddział z powodu zagrożenia życia. Jak było w istocie, dowiedzie zapewne dokumentacja lekarska, której przekazanie w stosownym czasie odpowiednim organom deklaruje dr Cichocka.

Co jednak istotne, w odczytanym z kartki oświadczeniu, opublikowanym w piątek przez swojego pełnomocnika sędzia Cichocki twierdzi, że niewiele z tego pamięta, ale był odwiedzany"na sali, gdzie był podpięty do aparatury monitorującej funkcje życiowe". Według odwiedzających go sędziów to jednak nieprawda - podczas rozmowy Arkadiusz Cichocki miał chodzić po sali, opowiadać o wizycie w Albanii, żartować i wg oceny jednego z odwiedzających był "zdrów jak ryba".

Wymagający charakter inicjowanych i prowadzonych przez sędziego rozmów i zamieszczanie w nich licznych załączników wybieranych z archiwum zdają się jednak przeczyć słowom jego pełnomocnika o "wyłudzaniu oświadczeń od człowieka na graniczy życia" i "ewidentnych oznakach otumanienia lekami".

 

Opracowanie: