W samolocie, który przedwczoraj awaryjnie lądował na warszawskim lotnisku imienia Chopina dochodziło już wcześniej do drobnych awarii - dowiedział się reporter RMF FM Piotr Glinkowski. Potwierdza to rzecznik LOT-u, który zaznacza, że to normalne dla 14-letniej maszyny.

Reporter dopytywał, jakie to były usterki. Niestety, LOT zasłania się tajemnicą firmy.

Rzecznik przewoźnika zapewnia jednak, że nie były to żadne poważne awarie, a takie które zdarzają się dosłownie w każdym samolocie. Na pewno wcześniej nie mieli problemów z podwoziem.

Leszek Chorzewski podkreśla, że właśnie po to są badania techniczne by te drobne usterki eliminować. A jak ustalił Piotr Glinkowski, konkretny samolot kilkanaście tygodni temu przeszedł tak zwany ciężki przegląd, który polega na bardzo dokładnych badaniach.

Badania wnikające prawie strukturę maszyny. Boeing był w związku z tym sprawdzany pod każdym względem. Każdy system w samolocie ma być sprawny - zapewnia Chorzewski.

W przeciwnym razie nie leci. O tym czy Boing 767 wzbije się jeszcze w powietrze dowiemy się za kilka miesięcy. Obecnie jest w hangarze gdzie eksperci przeprowadzają gruntowne testy. Uczestniczą w nich także przedstawiciele producenta samolotu.

A straty LOT-u związane z awaryjnym lądowanie, są szacowane na 5 mln zł.