Obserwowanie szamotaniny polityków Polski 2050 po rejteradzie ich szefa może wywoływać niesmak, żywiołową i złośliwą radość, niepohamowaną wesołość albo rezygnację. Najrzadszymi uczuciami są pewnie optymizm i chęć kontynuacji, a do tego wynikające z doświadczeń ostatnich lat przekonanie, że tak być musiało.
Nie mam nawet na myśli pewnej nieobliczalności zachowań polityków ugrupowania Szymona Hołowni i jego samego. Nie chodzi też o jego niebanalne relacje z politykami obecnej opozycji, ani dość natarczywe i nie zawsze rozsądne podkreślanie autonomii najmłodszej partii tworzącej koalicję rządzącą. Chodzi raczej o to, co nieuchronne.
Specyficzne właściwości polskiej sceny politycznej można zamknąć w kilku zdaniach. Obowiązuje w niej podstawowy podział na część prawą i lewą, przechodzący stopniowo w duopol wpływów PO i PiS. Mamy też klasyczne ugrupowanie ludowców, stopniowo tracące podstawę, czyli klasowy charakter, na razie skutecznie broniący się przed wchłonięciem, także zresztą dzięki sojuszowi z Polską 2050.
Generalnie jednak ktokolwiek dostaje się między żarna tworzone przez środowiska prawicowego PiS i liberalnej Platformy-KO, kończy zwykle jako przystawka jednej lub drugiej strony.
Stałym elementem politycznego krajobrazu są pojawiające się w każdej kadencji Sejmu ugrupowania, korzystające z męczącego część wyborców zniechęcenia do poszerzającego się duopolu. Te efemerydy pojawiają się w każdej części tej sceny; dziś to po prawej rosnąca Konfederacja, po lewej - niezłomna lewica Adriana Zandberga. Wcześniej były ugrupowania Pawła Kukiza i Zbigniewa Ziobry po jednej, Janusza Palikota po drugiej stronie, bliżej centrum kiedyś Porozumienie Jarosława Gowina i .Nowoczesna. Wszyscy widzą, że los tych wymienionych już jest przesądzony, a następną efemerydą do wchłonięcia będzie właśnie Polska 2050. Do tej daty to ugrupowanie raczej nie dotrwa, stąd tytuł tego tekstu.
Szczególną słabością liderów tych ugrupowań, które po kilku latach wchłaniane są przez dwa giganty polskiej sceny politycznej, jest potrzeba akcentowania autonomii i postaci przywódcy. Samoobrona nie była zwykłą Samoobroną, tylko Samoobroną Andrzeja Leppera. Nie było Solidarnej Polski, tylko Solidarna Polska Zbigniewa Ziobro. Porozumienie było Jarosława Gowina, Ruch był Palikota, Kukiz'15 - Pawła Kukiza, a Nowoczesna - Ryszarda Petru, dokładnie tak, jak Polska 2050 była Szymona Hołowni.
Nie pierwszy raz zwracam uwagę, że każde ugrupowanie, która ma w nazwie nazwisko lidera - nieuchronnie staje się przystawką. Zneutralizowanie albo pozyskanie lidera prowadzi do zaniku całości i wchłonięcia resztek przez organizmy silniejsze. Nawet jeśli są silniejsze tylko trochę - zapytajcie twórcę Nowoczesnej Ryszarda Petru, trawionej już przez PO, podczas gdy on sam zgłosił się właśnie jako kandydat na szefa Polski 2050.
W polityce poza efektami działań poszczególnych osób istnieją też prawidłowości znacznie bardziej masowe, a jednak uchwytne. Jak w świecie przyrody - silniejsi wchłaniają słabszych, bardziej nieuważnych, niedoświadczonych albo tylko mniej konsekwentnych, jak Szymon Hołownia. To właśnie przydarzy się niebawem Nowoczesnej i grupie działaczy lewicy Barbary Nowackiej, i to samo stanie się nieco później z Polską 2050.


