Kilkuset mieszkańców Morąga na Warmii i Mazurach uczestniczyło pogrzebie sierżanta Marcina Szczurowskiego - jednego z pięciu polskich żołnierzy poległych w Afganistanie. Wartę wojskową przy trumnie pełnili m.in. dwaj Polacy, którzy jechali w zaatakowanym przez talibów patrolu.

Poza najbliższą rodziną zmarłego na pogrzeb przybyli przedstawiciele władz państwowych i samorządowych, parlamentarzyści, żołnierze i dowódcy wojskowi.

Na początku mszy odczytano decyzję ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka o pośmiertnym awansie dla st. szer. Marcina Szczurowskiego na stopień sierżanta. Decyzją prezydenta Bronisława Komorowskiego nadano mu także dwa odznaczenia. Za "wybitne czyny bojowe, połączone z ofiarnością i odwagą" otrzymał Order Krzyża Wojskowego, a za "nienaganną służbę" - Gwiazdę Afganistanu.

Jesteśmy wstrząśnięci śmiercią bohaterskich żołnierzy. Słowo i język nie potrafią opisać tego bólu. Śmierć wkradła się jak złodziej. Zabrała żonie męża, dzieciom ojca, rodzicom syna, podporę i nadzieję na starość - mówił w homilii ks. Bogdan Zalewski.

Zostawił żonę i dwie córki

Marcin Szczurowski miał 30 lat, pochodził z Morąga. W wojsku służył od 2003 roku - jako strzelec, celowniczy, a następnie operator załogi wozu dowodzenia. Służba w składzie X zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie była jego pierwszą misją poza granicami kraju.

Pozostawił żonę Magdalenę i dwie córki: trzyletnią Oliwię i roczną Maję.

Sierż. Szczurowski był jednym z pięciu żołnierzy 20. Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej, którzy zginęli w środę podczas ataku na konwój w pobliżu miejscowości Razaak. Pod ich pojazdem wybuchła mina-pułapka. Do zamachu przyznali się afgańscy talibowie.