Celem terrorystów, którzy zabili pięciu Polaków w Afganistanie, było zasianie strachu wśród naszych oddziałów. Nowa taktyka polega na zaskakujących potężnych eksplozjach na szlakach, spektakularnych, losowych atakach za pomocą wcześniej podłożonych ładunków wybuchowych dużej mocy. To narkotykowi handlarze chcą mieć wolną drogę dla przemytu swojego tegorocznego "żniwa". W Afganistanie trwa batalia z kartelami heroinowymi, a nie z talibami - twierdzi ekspert wojskowy Wojciech Łuczak. W rozmowie z dziennikarzem RMF FM Bogdanem Zalewskim wydawca magazynu "RAPORT", wiceprezes agencji lotniczej "ALTAIR", odmalował mafijny front afgańskiej wojny.

Bogdan Zalewski: Jaki był - pana zdaniem - główny powód tak makabrycznego ataku na polskich żołnierzy?

Wojciech Łuczak: Przede wszystkim chcę powiedzieć, że nasi chłopcy zginęli przypadkowo. To trzeba wyraźnie i otwarcie powiedzieć. Dlatego, że mogła zginąć załoga kolejnego pojazdu, pojazdu przed nimi... Dlatego, że ponad wszelką wątpliwość to, co państwu w tej chwili powiem, jest absolutnie potwierdzalne. To znaczy, ten ładunek został zakopany mniej więcej trzy tygodnie przed eksplozją. I doprowadziły do niego przewody elektryczne, starannie zamaskowane. Ludziom się czasami zdaje, że te przewody można odkryć, ale nie, nie można, dlatego, że one są po prostu starannie zamaskowane i były w kolorze afgańskiego gruntu. Tak, że to nie do końca było możliwe do odkrycia. Natomiast to jest efekt nowej taktyki działania ludzi, którzy walczą z wojskami ISAF-NATO w Afganistanie. To jest nowa taktyka, oparta na zaskakujących atakach za pomocą uprzednio umieszczonych ładunków, które sobie spoczywają, które czekają na swoją ofiarę, a ta ofiara jest absolutnie, najzupełniej przypadkowa.

Co to za terrorystyczna grupa dała o sobie znać w tak krwawy, przemyślany sposób?

W tej chwili wszyscy się do tego przyznają. Jeśli mamy do czynienia w Afganistanie ze skutecznym atakiem, jeśli mamy do czynienia ze śmiercią żołnierzy, to do tego każde ugrupowanie się przyzna, dlatego, że po prostu przypisze sobie zasługi. Natomiast tak naprawdę nie mamy do końca wiedzy, jakie to było ugrupowanie. Natomiast cel jest bardzo prosty - chodzi o spędzenie naszych żołnierzy do baz, w których czują się bezpiecznie i zasianie wśród nich niepewności i wizji śmierci. Chodzi o to, żeby drogi, a przede wszystkim szlaki, dróżki i ścieżynki, którymi przerzucane są narkotyki poza granice Afganistanu, były wolne od patroli. Dlatego, że w tej chwili nastał okres rozwiezienia "żniwa", czyli tego, co zebrano latem, a co zrafinowano w licznych ośrodkach i poddano przeróbce, i co przekształciło się z maku lekarskiego, z takiego białego mleczka zbieranego z nacinanego maku lekarskiego. Tych pól w Afganistanie są tysiące. To, co zostało poddane przeróbce w Afganistanie, w postaci heroiny opuści ten kraj, dając zarobić kolejnym pośrednikom.

No właśnie, kto produkuje, a kto potem rozprowadza te opiaty?

No więc, kiedy ja byłem w Afganistanie na zlecenie Sekretarza Generalnego NATO, rozmawiałem z panią Wysoką Przedstawiciel ONZ ds. Narkotyków w Kabulu. Produkują to chłopi. Chłopi, którzy tak naprawdę po prostu nie mają z czego żyć. I oni to robią dla pieniędzy. Nie dlatego, że im się to tak podoba. Dla pieniędzy. Ale oni dostają jedną milionową część zarobków tego kartelu, który tak naprawdę rządzi tym krajem, w tej chwili absolutnie niepodzielnie. To nie jest jeden kartel, tylko tak umownie mówi się, że jest to kartel narkotykowy. Afganistan produkuje 95, a niektórzy mówią już, że 98 proc. całości twardych narkotyków, które trafiają na rynki najbardziej rozwiniętych krajów zachodnich - między innymi również i do Polski. To jest przede wszystkim heroina. Do niedawna Afganistan produkował półprodukt, który dalej był rafinowany, dalej był przetwarzany. Dzisiaj ta heroina wychodzi z Afganistanu już praktycznie w czystej postaci i przerzucana jest w paczkach. To jest główne zajęcie chłopów. Ich zarobki liczone są raczej w setkach dolarów czy w tysiącach za zasianie takiego pola makowego. Przy czym to wygląda w ten sposób, że pole makowe sobie rośnie i można je odkryć i zgłosić lokalnej administracji. To jest wszystko, co może wojsko zrobić. Niszczenie jest praktycznie zabronione, bo w zależności od mandatu sił, nie można tego zrobić. Musi to należeć do lokalnej administracji. I tak naprawdę, to nie jest wojna z talibami, których jest 25 procent. To jest wojna przede wszystkim z narkobiznesem, który tak naprawdę zbiera od 10, a niektórzy mówią nawet, że do 29 miliardów dolarów z tego mleczka, które jest pozyskiwane z plantacji chłopskich w Afganistanie. Talibowie stanowią od 13 do 25 proc. tych oddziałów, które walczą. Natomiast reszta to są po prostu gangi narkotykowe i talibowie, zgodnie z Koranem, pobierają od nich 10-procentowy podatek koraniczny. Jeżeli się weźmie pod uwagę te miliardowe zyski, to są ogromne pieniądze.

Dlaczego siły zachodnie nie mają mandatu do tego, żeby likwidować te plantacje?

Dlatego, że siły ISAF-NATO mają działać stabilizująco. To należy do policji afgańskiej. To jest powinność policji afgańskiej, a ta w bardzo wielkim stopniu jest przekupywana. Proszę sobie wyobrazić, że dziesięć dolarów to jest mniej więcej kwota, za którą rodzina afgańska się utrzyma przez jakiś czas, powiedzmy - w biedzie przez miesiąc. I to są kwoty, za które chętnie się każdy tam sprzeda. Sto dolarów to jest kwota, którą bierze się za wynajęcie człowieka z kałasznikowem albo z RPG do nocnego ataku na konwój czy na placówkę żołnierską. I to jest ta kwota, którą ten człowiek dostaje. Po prostu, z bronią w ręku wykonuje swoje zadanie i wraca do swojej wioski. I za tę kwotę może utrzymać bardzo, bardzo liczną rodzinę, kilka rodzin przez miesiąc. Ta wojna, praktycznie rzecz biorąc, jak ja to widzę, jest przede wszystkim takim zapobieganiem rozlewowi ognia, ale tak naprawdę nikt nie panuje nad źródłem tego ognia. Źródłem tego ognia, źródłem niepokoju jest to, że tym ludziom trzeba dać w sposób normalny zarabiać, a zarabiać mogą w niektórych rejonach kraju tylko na dwa sposoby: poprzez uprawę maku lekarskiego, poprzez jego rafinację lub też poprzez wynajmowanie siebie, swojego ciała, swoich rąk do strzeżenia tego narkotykowego plonu lub też do ataków na obcych. A obcy przeszkadzają w kręceniu się tego biznesu. Tak to mniej więcej w tej chwili wygląda.

Jeżeli te siły Zachodu, mówiąc ogólnie, są właściwie bezbronne, pozbawione zębów, nie mogą niszczyć tych plantacji, nie mogą tak naprawdę walczyć, nie można zmienić tego mandatu?

Dam inny przykład. Niemcy, którzy kontrolują dwie prowincje na północy Afganistanu: Balk i Kundus, złapanych rebeliantów, handlarzy, przerzucających, oddają w ręce policji i ci są łapani ponownie po paru godzinach, ponieważ przekupna policja wypuszcza ich dlatego, że mandat żołnierzy tego nie przewiduje, żeby ich karać. Należy ich oddawać Afgańczykom. Poza tym, każdy kraj, który uczestniczy w tej operacji, ma oddzielny mandat. To znaczy, na przykład jest taki kraj, który ma taki mandat, że po zmroku nie wolno przetrzymywać zatrzymanych bojowników zbrojnej opozycji, tylko należy ich bezzwłocznie oddawać w ręce Afgańczyków. No i kończy się to w wielu przypadkach ich zwolnieniem, ponieważ płacą łapówkę i wychodzą.

To jest jakiś kompletny absurd!

Tak niestety wygląda prawda o tej wspólnej operacji.

Przecież było wiadomo, że Afganistan, jeszcze przed interwencją sił Zachodu, był taką - nazwijmy to - kopalnią opiatów, głównym producentem na świecie. To się nie zmieniło właściwie. Pan tutaj cytuje szokujące dane... To się pogłębiło.

Tak, rzeczywiście ma pan rację. Afganistan produkował narkotyki, ale produkował głównie pulpę, którą zbierano z maku lekarskiego w postaci półproduktu. Następnie wysyłano ją za granicę do przetwarzania i w ten sposób Afgańczycy, te mafie narkotykowe, te ugrupowania narkotykowe, pozbawiały się części dochodów. W tej chwili - to są bardzo inteligentni ludzie, oni się bardzo szybko uczą - okazuje się, że produkując heroinę na miejscu w bardzo prymitywnych laboratoriach z tego półproduktu, otrzymuje się znacznie większe zyski. I oni do tego przeszli. Mało tego, kiedy ja bawiłem w Afganistanie, tak naprawdę te narkotyki produkowało się dla niewiernych.

Natomiast dzisiaj stosunkowo łatwa dostępność czystej heroiny sprawiła, że narkomanami stają się również Afgańczycy. I ta plaga przeniosła się również do Iranu, bo szlaki również prowadzą do Iranu. Iran ma w tej chwili ogromny problem z narastającą plagą twardych narkotyków trafiających właśnie z Afganistanu. Jednym z najbardziej aktywnie inwestujących krajów w sieć infrastrukturalną w Afganistanie jest właśnie Iran. Iran tak naprawdę ma ogromne wpływy w Afganistanie, ale przez to ma też kłopoty, ponieważ ta fala dostępnych twardych narkotyków do niego dociera.