Był najdłużej urzędującym szefem polskiej dyplomacji, politykiem o jednych z najwyższych sondaży zaufania, marszałkiem Sejmu, otarł się o prezydencką nominację, z dużymi szansami na wygraną w wyborach… Dziś musi chwytać się politycznych sztuczek, by wywalczyć pierwsze miejsce na liście partyjnych kandydatów w rodzimej Bydgoszczy. I to że je dostanie, wcale nie jest pewne.

Nie ulega wątpliwości, że Radosław Sikorski ma jeden z najciekawszych i najlepiej rokujących życiorysów wśród polskich polityków. A do tego ciekawe znajomości i dobre koneksje. Brytyjskie studia, epizod afgański, World Press Photo, znajomości wśród anglo-saskich elit politycznych, żona - amerykańska dziennikarka i analityczka, kierowanie dwoma ważnymi resortami, marszałkowanie... Wygląda to na idealną syntezę umiejętności i doświadczeń, które predestynują - polityka, do snucia marzeń o stanowiskach pokroju nie tylko prezydentury Polski, ale i odgrywania ważnej roli w którejś z międzynarodowych struktur. 

I Radek Sikorski od lat takie marzenia snuł. Sekretarzowanie NATO, start w prezydenckich prawyborach, szefowanie unijnej dyplomacji, stanowisko komisarza ds. energetyki wydawały się mniej czy bardziej realne - ale jednak nie poza zasięgiem możliwości tego polityka. Sikorski miał jednak pecha. Partia wolała Komorowskiego, NATO -  Stoltenberga, a w wielkiej grze o unijną posadę szef MSZ odegrał - jak się okazało - rolę karty przetargowej, której użycie pomogło Donaldowi Tuskowi w zdobyciu fotela unijnego prezydenta. I tak to międzynarodowa  kariera okazała się mirażem, a że w dodatku po aferze taśmowej Ewa Kopacz nie za bardzo chciała Sikorskiego w rządzie - skierowano go na odcinek sejmowy. Tyleż prestiżowy, co daleki chyba od wyobrażeń niedoszłego prezydenta, sekretarza i komisarza o tym, co powinien w życiu robić. 

Pech Sikorskiego nie dawał jednak o sobie znać tylko przy walkach o posady. Przydarzyła mu się dziwna historia z "Politico", potem trudno wytłumaczalna niechęć do udowodnienia własnej niewinności w sprawie kilometrówek... No i nagrania z Sowy i Amber Gold. To zapis rozmowy Sikorski/Rostowski był jednym z kluczowych w aferze podsłuchowej. I to on - obok dialogów Belka/Sienkiewicz zrobił na wszystkich największe wrażenie. Tym bardziej, że obok ciekawych wynurzeń nt. "robienia łaski" Amerykanom, pojawił się w nim wątek kulinarno-winno-finansowy. Menu składające się z polędwicy wołowej, foie gras i królika popijanych szampanem i Pomerolem z 2008 roku za łączną sumę 1352,25 złotych nie przypadło szczególnie do gustu opinii publicznej. A Sikorski, zamiast szybko zrobić krok w tył i zapłacić za obiad, droczył się z opinią publiczną, najpierw zwlekając, a potem oddając pieniądze wyłącznie za "zbyt drogie" wino. I ta historia, okraszona jeszcze informacjami o kolejnych nagraniach, okazała się być kroplą, która wydrążyła wreszcie skałę.

Nieoficjalne wieści głoszą, że Sikorski mocno opierał się, usłyszawszy, że ma porzucić fotel marszałka. Te emocje dały o sobie znać podczas konferencji, podczas której marszałek mówił o Ewie Kopacz per "pani wiceprzewodnicząca" i ogłosił, że będzie liderem listy w swoim rodzimym okręgu wyborczym, czyli w Bydgoszczy. Według moich informacji ta wieść, nie była - najdelikatniej mówiąc - w pełni uzgodniona z szefową rządu i partii. I szybko doczekała się kontry "przy całym szacunku do marszałka - ta wypowiedź była przedwczesna", powiedział dziś w Kontrwywiadzie RMF, najbliższy współpracownik Ewy Kopacz - wicepremier Tomasz Siemoniak. A to może oznaczać dla Sikorskiego kolejne upokorzenia i np. "rzucenie" go na "odcinek senacki". I dlatego już w PO słychać, że Sikorski może tego nie zdzierżyć. Że uzna, iż walka o bydgoską jedynkę, nie musi być szczytem jego marzeń. Dojdzie do wniosku, że wycofanie się, zejście z linii strzału, taktyczne zajęcie odległego, acz bezpiecznego odwodu w postaci posady np. w którymś z amerykańskich think-tanków czy brytyjskiej uczelni, będzie dużo lepszym sposobem na spędzenie kolejnych lat życia i doczekania się, aż kraj, wyborcy, partia czy rząd za nim zatęsknią i wezwą na jakiś bardziej odpowiedzialny, niż bydgoski, odcinek.