Papież Franciszek podczas mszy z okazji inauguracji synodu na temat rodziny przypomniał swą wizję Kościoła jako "szpitala polowego", gdzie czeka się na przyjęcie każdej zranionej osoby. Apelował, by nie osądzać innych, lecz leczyć akceptacją i miłosierdziem.

Papież Franciszek podczas mszy z okazji inauguracji synodu na temat rodziny przypomniał swą wizję Kościoła jako "szpitala polowego", gdzie czeka się na przyjęcie każdej zranionej osoby. Apelował, by nie osądzać innych, lecz leczyć akceptacją i miłosierdziem.
Papież Franciszek: Miłość trwała, wierna, rzetelna, stabilna, płodna jest coraz bardziej wyśmiewana i postrzegana, jakby była staromodną sukienką /GIUSEPPE LAMI /PAP/EPA

W homilii wygłoszonej w czasie mszy w bazylice Świętego Piotra Franciszek wyjaśnił, że obrady skoncentrowane będą na trzech kwestiach: dramacie samotności, miłości między kobietą a mężczyzną i rodzinie.

Mówiąc o samotności zauważył, że dotyka ona osób starszych, opuszczonych przez swoich bliskich, a nawet własne dzieci. Papież mówił o wdowcach i wdowach; o ludziach porzucanych przez współmałżonków, o osobach, które faktycznie czują się same, nie zrozumiane i nie wysłuchane.

Ale wymienił też migrantów i uchodźców uciekających przed wojną i prześladowaniami, ludzi padających ofiarą kultury konsumpcjonizmu i mentalności odrzucania.

Dziś przeżywamy paradoks zglobalizowanego świata, w którym widzimy tak wiele luksusowych domów i wieżowców, ale coraz mniej ciepła domu i rodziny; wiele ambitnych projektów, ale mało czasu, aby żyć tym, co zostało osiągnięte; wiele wyrafinowanych środków rozrywki, ale coraz głębszą pustkę w sercu - oświadczył Franciszek.

Obecną sytuację podsumował słowami: "wiele przyjemności, ale mało miłości; tak dużo swobody, ale mało autonomii".

Papież dodał, że przybywa ludzi zamykających się w egoizmie, destrukcyjnej przemocy, niewoli przyjemności i "bożka pieniądza".

Współczesna rodzina w opinii Franciszka jest często obrazem "samotności i słabości". Coraz mniej poważnie traktuje się rozwijanie solidnej i owocnej relacji miłości: w chorobie i zdrowiu, bogactwie i ubóstwie, na dobre i na złe - powiedział.

Jak mówił, "miłość trwała, wierna, rzetelna, stabilna, płodna jest coraz bardziej wyśmiewana i postrzegana, jakby była staromodną sukienką".

Z zaniepokojeniem odnotował, że "mogłoby się zdawać, że społeczeństwa najbardziej zaawansowane to właśnie te, które mają najniższy odsetek urodzeń i najwyższy wskaźnik aborcji, rozwodów, samobójstw i zanieczyszczenia środowiska naturalnego i społecznego".

Papież wskazywał, że marzeniem Boga jest "związek miłości między mężczyzną a kobietą".

Słowa Ewangelii: "Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!" wskazał jako zachętę skierowaną do wierzących, by przezwyciężyć wszelkie formy indywidualizmu i legalizmu, które "ukrywają ciasny egoizm i strach przed przystaniem na autentyczne znaczenie małżeństwa i seksualności człowieka w Bożym planie".

Papież wskazał zadania dla Kościoła mówiąc: "w tym dość trudnym kontekście społecznym i małżeńskim jest powołany do tego, by do życia swoją misją w wierności, w prawdzie i miłości".

Głos w obronie wiernej miłości nazwał "głosem wołającym na pustyni".

Przypominał, że misją Kościoła jest obrona świętości życia oraz jedności i nierozerwalności węzła małżeńskiego.

Misja Kościoła, powiedział, polega nie na tym, by wskazywać palcem czy osądzać, ale na "poszukiwaniu i leczeniu zranionych par olejem akceptacji i miłosierdzia".

Trzeba, apelował, być "szpitalem polowym", z drzwiami otwartymi na przyjęcie każdego, kto puka z prośbą o pomoc i wsparcie. Należy "wyjść ze swego ogrodzenia ku innym z prawdziwą miłością", aby iść ze zranioną ludzkością - wzywał.

Przywołał słowa Jana Pawła II: "Błąd i zło trzeba zawsze potępiać i zwalczać; ale człowieka, który upada lub błądzi, trzeba zrozumieć i miłować".

(j.)