Kijów to nie tylko protestujący Majdan w centrum miasta. Są także inne dzielnice. Telewizje ich nie pokazują. My postanowiliśmy spędzić tam cały dzień. Wybraliśmy jedno z biedniejszych osiedli w dzielnicy Szuliawka, na zachodzie miasta.

Mykoła

Poranek zdecydowanie nie jest tam leniwy, na pewno nie dla 45-letniego Mykoły. On jest sprzedawcą kwiatów - i dla niego dzisiaj ważny dzień - Dzień Kobiet. Mykoła pakuje właśnie towar do samochodu, ale zadowolony nie jest. Wie, że dużo dziś nie zarobi.

Nie sprzedaję dużo, bo konkurencja ogromna. Ja lubię pracować, ale jest ciężko - mówi. Mykoła sprzedaje tulipany w centrum miasta po 10 hrywien. Sprzedaje ich dziennie za równowartość średnio 200 złotych, z czego zysk wyniesie 30-40 złotych. Pracuję do późnego wieczora, inaczej się nie da. I tak codziennie - taka norma - dodaje. Norma dla Mykoły to 1200 złotych miesięcznie. Na 3-osobową rodzinę.

Roman

Są tacy, którzy twierdzą, że najtrudniej na Ukrainie mają teraz ludzie młodzi. Wielkich szans na pracę tam nie ma. Chodząc po Szuliawce można odnieść wrażenie, że to zupełnie inne miasto, niż centrum Kijowa. Tu nie ma szykownych sklepów z ubraniami dla oligarchów za kilkadziesiąt tysięcy hrywien. Tutaj spodnie kosztują równowartość 30 złotych, a nie 3 tysięcy złotych. I to samo widać po kosztach utrzymania.

Koszty życia zależą tu od tego, gdzie mieszkasz. W centrum kosztuje cię to 4000 hrywien miesięcznie. W naszej dzielnicy wystarczy 300 hrywien. Te 300 hrywien to jakieś 100 złotych. Za tyle żyje Roman - student matematyki i fizyki.

Roman nie rozstaje się z muzyką - najlepiej hip-hopową. Za chwilę usiądzie z książką w pobliskim parku i tak spędzi cały weekend, bo na imprezy i kino go nie stać. Tak samo, jak na opłacenie rachunków - bo nie ma pracy.

Moja mama daje mi pieniądze na czynsz i gaz, a że chcą nam dodatkowo podnieść podatki, to łatwo nie będzie - mówi. Roman liczy na to, że za kilka lat przeniesie się do Wrocławia - gdzie jak wierzy - potrzebują zdolnych naukowców.

Nina

Ukraińscy emeryci dostają na życie równowartość średnio 460 złotych. Te pieniądze ledwo wystarczają na życie. Sprowadza się do siedzenia w domu, na podwórku, albo - jeżeli zdrowie pozwoli - do spacerów. Na inne rozrywki, zwłaszcza starsi ludzie nie mają tu pieniędzy.

To naprawdę jest straszne, my tu naprawdę nie jesteśmy tacy bogaci, jak widać w telewizji. U nas w kraju nie ma żadnej gospodarki - więc cierpimy - mówi dostojna pani Nina. Ona dostaje równowartość 500 złotych emerytury. To i tak niezły wynik. 200 złotych idzie na mieszkanie, 100 na rachunki - reszta na jedzenie.

Jeden obiad dla 2 osób można tu zrobić - jeśli ktoś się postara - za 50 hrywien, czyli 17 złotych. Pani Ninie wystarcza na 11 obiadów w miesiącu. Dziś jest jeden z tych pozostałych 20 dni w miesiącu. Ze sklepu wyniosła kilka bułek i parę plasterków żółtego sera.

Petro

Jeśli nie masz stałej pracy - to o jedzenie musisz walczyć każdego dnia. To codzienność dla wielu mieszkańców Ukrainy. Choć mamy sobotę, to na Szuliawce ciężka praca. Zwłaszcza dla osób, które muszą jakoś związać koniec z końcem. Oni na rewolucję na Majdanie czasu nie mają.

Na najbardziej zarobionego wygląda teraz Petro - prywatnie - doskonały znawca historii Rosji. Ja już wszystko widziałem i wszędzie byłem. Byłem i w rezydencji Janukowycza i w Petersburgu, gdzie mieszkał car. On miał 5 hektarów ziemi, a Janukowycz 150 hektarów. Ja nie mam nic - mówi pan Petro.

Zawodowo jest - powiedzmy - specjalistą od recyklingu. Zajmuje się głównie zbieraniem gazet oraz butelek i zanoszeniem ich do skupu. Od rana do wieczora. Za kilogram gazet dostaje prawie 2 hrywny, co idealnie starcza na jedną bułkę. Masło na tę bułkę dają mu sąsiedzi.

Żyje po prostu pośród przyjaciół i oni mi pomagają. Bogu trzeba dziękować za każdego przyjaciela - dodaje. Na pomoc państwa pan Petro nie liczy.

Aliftina

Są w Kijowie takie osoby, które żeby protestować na Majdanie rzuciły pracę. Walka o wolność jest ważniejsza od pieniędzy - mówią. Aliftina ma 20-kilka lat. Jest nauczycielką i artystką, ale teraz rzuciła pracę. Żeby protestować na Majdanie.

Nie byłam w żadnym sklepie z ubraniami od 90 dni - mówi z dumą. Twierdzi, że walczy o wolność kraju i prawa zwierząt. Tak na dobrą sprawę przestałam pracować. Wcześniej byłam nauczycielką. Ale nawet jak Aliftina pracowała, to dużo nie zarabiała. Tu zarobki nauczycieli wynoszą często równowartość 600-700 złotych miesięcznie. Spędzanie czasu na Majdanie przynajmniej nic jej nie kosztuje. Dlatego jej koleżanki z dawnej pracy dołączają tam do niej na weekend.