Morrisey - lider legendarnej rockowej grupy the Smiths - nie zostawia suchej nitki na igrzyskach olimpijskich w Londynie. Muzyk twierdzi, że nie może oglądać sportowego widowiska, bo ocieka ono obrzydliwym nacjonalizmem. Atmosferę występującą na stadionach porównuje zaś do tej, jaka panowała w... III Rzeszy w 1939 roku.

Morrissey uchodzi za najbardziej ponurą postać brytyjskiej sceny muzycznej. Tym razem jednak przeszedł samego siebie i zagrał... niejednemu kibicowi na nerwach.

"Nie mogę oglądać tych igrzysk, bo ociekają obrzydliwym nacjonalizmem" - napisał były lider The Smith na stronach internetowych przeznaczonych dla fanów sportowej imprezy. Jego zdaniem, klimat występujący teraz w Wielkiej Brytanii przypomina ten panujący w hitlerowskich Niemczech w 1939 roku.

Serca Morrisseya nie zmiękcza także fakt, że brytyjscy olimpijczycy już zdobyli więcej medali niż 4 lata temu w Pekinie. Krytykuje on przy okazji rodzinę królewską za jej wszechobecność oraz, jak to określił, imperialne zakusy. Dostaje się także mediom: były lider The Smith uważa, że są bardzo nieobiektywne.

W wypowiedzi Morriseya może być jednak drugie dno. Muzyk mógł poczuć się zignorowany: nie został bowiem zaproszony do wzięcia udziału w ceremonii otwarcia igrzysk. Być może z tego wynika jego negatywne nastawienie do tej imprezy i wszystkiego wokół.