Najbliższej nocy okaże się, czy Mateusz Ponitka zostanie kolejnym polskim koszykarzem w NBA. 22-latek z Ostrowa Wielkopolskiego weźmie udział w drafcie do nowego sezonu. "Ludzie z NBA pytali mnie o niego i wystawiłem odpowiednie recenzje" - mówi jedyny Polak w najlepszej koszykarskiej lidze świata Marcin Gortat.

Draft to tradycyjny w amerykańskich ligach zawodowych nabór nowych młodych zawodników. Będzie ich dokładnie 60, bo każdy z klubów NBA może w ten sposób pozyskać dwóch. Oczywiście kandydatów jest znacznie więcej. Przeważają kończący właśnie szkoły wyższe Amerykanie. Ale jest też coraz więcej graczy z Europy. W czym swojej szansy upatruje Ponitka.

22-latek występujący na pozycji rzucającego obrońcy lub niskiego skrzydłowego dał się poznać światu pięć lat temu, gdy wraz z kolegami z reprezentacji Polski zdobył srebrny medal mistrzostw świata do lat 17. Od tamtej pory jest regularnie obserwowany przez zespoły z NBA.

Jego pozyskaniem są podobno zainteresowane Philadelphia 76ers, Utah Jazz, Phoenix Suns czy Detroit Pistons. Nie dalej jak wczoraj dzwonił do mnie trener Pistons i wypytywał o Mateusza. Z tego co wiem, w trakcie treningów wywarł tam olbrzymie wrażenie i mocno liczę na to, że już tej nocy uda mu się dostać do NBA - mówił w czwartek w Warszawie jedyny Polak grający na co dzień w tej lidze - czyli Marcin Gortat.

On sam został wybrany z 57. numerem draftu w 2005 roku, lecz do NBA trafił dopiero dwa lata później. Tylko pierwsza trzydziestka z draftu ma bowiem zagwarantowany kontrakt. Zawodnicy wybrani w drugiej rundzie mogą, ale nie muszą trafić do najlepszej koszykarskiej ligi świata. O czym przekonał się Szymon Szewczyk. W 2003 roku Milwaukee Bucks wybrali go z 35. numerem, ale mimo znakomitych występów w lidze letniej NBA, nigdy nie podpisał kontraktu.

Jedynym Polakiem, który został wybrany w drafcie z gwarancją zatrudnienia był w tym samym roku, wybrany z 30. numerem przez New York Knicks, Maciej Lampe. Amerykańscy eksperci raczej nie dają Mateuszowi Ponitce szansy pójścia w jego ślady. Ale zostawiają furtkę do wyboru w drugiej rundzie, czyli bez gwarantowanego kontraktu.

Draft rządzi się bowiem swoimi prawami i nigdy do końca nie wiadomo, kto zostanie wybrany. Co najlepiej pokazuje historia Michaela Jordana, który w 1984 roku został wybrany dopiero jako trzeci z kolei zawodnik. A później został najlepszym koszykarzem w historii NBA.