90 pracowników zakładów przetwórstwa warzywno-owocowego w Kwidzynie trafiło do szpitali po zatruciu tlenkiem węgla. W przypadku dwóch osób zdecydowano o leczeniu w komorach hiperbarycznych. Trujący gaz, który ulatniał się przez dłuższy czas, pochodził prawdopodobnie z wózków widłowych.

W nocy do pomorskich szpitali trafiło 68 pracowników przetwórstwa warzywno-owocowego w Kwidzynie. Wszyscy w czasie pracy zatruli się czadem. Trzy osoby w najcięższym stanie zostały przewiezione do Instytutu Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni na leczenie w komorze hiperbarycznej. Jedna z nich po badaniach została jednak odesłana do szpitala w Kwidzynie. Pozostali pracownicy karetkami i policyjnymi radiowozami zostali rozwiezieni do placówek w Kwidzynie, Malborku oraz Sztumie. Większość narzekała na mdłości i zawroty głowy. Podobne dolegliwości mieli pracujący na wcześniejszej zmianie, którzy sami zaczęli zgłaszać się do lekarzy.

Według informacji naszego reportera, normy zawartości tlenku węgla na hali produkcyjnej zostały przekroczone prawie 9-krotnie. Strażacy wstępnie ustalili, że źródłem czadu były wózki widłowe napędzane LPG. W hali o powierzchni dwóch tysięcy metrów kwadratowych pracowały w sumie trzy takie maszyny. Jak wynika z ustaleń strażaków, tlenek węgla musiał gromadzić się w pomieszczeniu co najmniej przez kilka ośmiogodzinnych zmian.

Policja i prokuratura będą wyjaśniać przyczyny wypadku

Hala zakładu jest wyłączona z użytku. Strażacy zakończyli już wietrzenie wnętrza. Teraz policja i prokuratura, która wszczęła już śledztwo, będą wyjaśniać, co dokładnie się stało. Trzeba wyjaśnić, czy zawinił człowiek czy maszyna - mówi Bożena Schab z policji w Kwidzynie. Policjanci przesłuchują świadków i pokrzywdzonych, prowadzą także oględziny wózków widłowych - dodaje. Śledczy mają też sprawdzić między innymi sprawność zakładowej wentylacji. Biegły określi, czy system w ogóle działał i czy był używany w prawidłowy sposób.

Na miejscu kontrolę prowadzi również inspekcja pracy. Kontrolerzy sprawdzą między innymi, czy nie zostały złamane normy i przepisy BHP. Jeżeli było naruszenie przepisów dotyczących BHP, to jest to wykroczenie zagrożone karą grzywny - mówi reporterowi RMF FM Kubie Kałudze Jolanta Zedlewska z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Gdańsku. Jak tłumaczy, na razie nie wiadomo, jak długo potrwa postępowanie. To zależy od zakresu tego postępowania, czy będą potrzebne np. szczególne ekspertyzy - wyjaśnia.

Marcin Anaszewicz, pełnomocnik zarządu spółki Pamapol S.A., która jest właścicielem zakładów w Kwidzynie, powiedział, że firma wstrzymała produkcję do odwołania. Dodał, że zgodnie ze standardową procedurą przedstawiciele spółki sprawdzają, jaki jest stan pracowników przebywających w szpitalach i czy rodziny poszkodowanych czegoś nie potrzebują. W kwidzyńskich zakładach pracuje około 300 osób.