Szykuje się kolejny protest lekarzy. Zapowiadają, że nie będą od lipca podpisywać umów z Narodowym Funduszem Zdrowia. Powód? W umowach znalazły się zapisy o karach za błędnie wypisane recepty.

Jak bardzo protest będzie dotkliwy dla pacjentów? Zależy, ilu lekarzy się na niego zdecyduje. Indywidualne umowy z NFZ-etem na refundację ma kilkanaście tysięcy lekarzy. To głównie ci, którzy prowadzą prywatne praktyki, ale też ci, którzy pracują w szpitalach na kontraktach. Pacjenci nawet nie wiedzą, że dostają w szpitalu receptę, na której refundację lekarz indywidualnie umówił się z Funduszem.

To uderzy ogromnie w pacjentów i w dużym stopniu może zaburzyć system - mówi Jacek Krajewski z Porozumienia Zielonogórskiego. Lekarze domagają się, by NFZ skreślił z umów zapisy o karach. Tłumaczą, że są one tak skonstruowane, że NFZ może pociągnąć do odpowiedzialności nawet najuczciwszych i najbardziej skrupulatnych lekarzy.

Minister zdrowia wydaje się nieugięty. Każdy w Polsce, nie tylko lekarze, każdy, kto funkcjonuje w systemie finansów publicznych musi podlegać kontroli. Możemy dyskutować o systemie tej kontroli, sposobach kontroli. W przypadku NFZ-etu są to bardzo duże pieniądze, przypomnę, że rozmawiamy o miliardach złotych, więc system kontroli jest konieczny - mówi Bartosz Arłukowicz.

Wygląda więc na to, że szykuje się kolejna wojna, w której dwie grupy interesów znów będą grać pacjentami. Oczywiście niby dla ich dobra. Pierwszy protest lekarze zaczęli 1 stycznia, po wejściu w życie nowej ustawy refundacyjnej. Ustawa zawierała zapisy o karach, a także nakładała na nich obowiązek określania poziomu odpłatności każdego leku. Medycy zamiast wpisywać, czy lek jest na 30 czy 50 procent, stawiali pieczątki "refundacja do decyzji NFZ". Pacjenci musieli z takimi drukami kursować od apteki do apteki. W lutym ustawę znowelizowano, wykreślono z niej kary, wiec lekarze odłożyli pieczątki. Teraz zapowiadają ponowny protest.