"Przez najbliższe tygodnie, czy też miesiące wszyscy będziemy pamiętali o tym zamachu. Służby będą funkcjonowały na dużo wyższym poziomie. Zawsze po tego typu wydarzeniach mamy do czynienia z tego typu sytuacjami" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Krzysztof Liedel z Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Jak dodaje, nie ma wątpliwości, że w Bostonie doszło do zamachu terrorystycznego.

Krzysztof Zasada: Czy ma pan jakąś koncepcję, kto może stać za tymi eksplozjami w Bostonie?

Krzysztof Liedel: Cały czas musimy brać pod uwagę wszystkie warianty, które przewidujemy. A więc z jednaj strony może to być działanie jakiejś międzynarodowej organizacji. Z drugiej strony może być to jakieś radykalne ugrupowanie, rodzime działające w Stanach Zjednoczonych. Nie  możemy zapominać o coraz bardziej popularnej metodzie tak zwanego samotnego wilka. Oczywiście dzisiaj mamy problem z wskazywaniem sprawców. Dzisiaj terroryści wymieniają się zarówno strategią jak i taktyką swojego działania. Ale myślę że bardzo szybko dowiemy się, kto tak na prawdę stał za tym zamachem.

Możemy jednak założyć, że nie chodziło o spowodowanie wielkiej liczby ofiar?


Też musimy przyjmować dwa warianty. To znaczy z jednej strony mógł to być źle i słabo pod względem profesjonalnym przygotowany ładunek wybuchowy i dlatego spowodował takie, a nie inne straty. Ale z drugiej strony  mogliśmy mieć rzeczywiście do czynienia ze świadomym przygotowaniem takiego a nie innego ładunku wybuchowego. Konstrukcja ładunku może powodować dużo ran, dużo krwi i w ten sposób zamachowiec osiąga określony efekt psychologiczny.

Dlaczego wybrano takie miejsce jak Boston? Wydarzenie sportowe, maraton z tradycją?

Terroryści i to bez względu na pochodzenie, bez względu na to z jakim rodzajem terroryzmu mamy do czynienia, zawsze cenią sobie imprezę masową, jako potencjalny cel ataku terrorystycznego. Trzeba pamiętać, że duża impreza masowa to jest tak zwany cel miękki, a więc nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć tej imprezy bez naruszenia jej funkcjonalności. Nie jesteśmy na przykład w stanie wprowadzić takich rozwiązań jak na lotniskach, bo po prostu ta impreza nie mogłaby się dobyć. Z drugiej strony jest to impreza, na którą skierowane są oczy całego świata, to znaczy łatwo jest umiędzynarodowić taki kryzys. W maratonie brali udział przedstawiciele wielu krajów na świecie, a więc rządy tych krajów, telewizje są zainteresowane tym co się dzieje z ich obywatelami. I wreszcie medialność takiego wydarzenia powoduje, że  kamery są tam zwrócone. Bardzo łatwo osiągnąć efekt psychologiczny, więc dobór celu, dnia, nigdy nie jest przypadkowy. Terroryści to bardzo dobrze kalkulują, po to aby podbijać głównie efekt  psychologiczny. Efekt strachu.

Minęło kilkanaście godzin. Jak odczytywać to, że tak na prawdę nikt jeszcze się nie przyznał? Nie wziął na siebie odpowiedzialności za te wydarzenia?

W chwili obecnej trzeba pamiętać, że terrorystom zależy głównie na tym, żeby się ukryć, przeczekać. Przeczekać pierwsze uderzenie służb antyterrorystycznych. Wiemy, że nie był to najprawdopodobniej atak samobójczy. W związku z powyższym alertem ludzie muszą gdzieś się poukrywać. Natomiast musimy się liczyć z tym, że lada moment nastąpi być może taki swoisty "wysyp organizacji", które będą się przyznawały do tego zamachu. Będą chciały w jakiś sposób zaistnieć, czy to medialnie, czy propagandowo. Natomiast służby będą to weryfikowały i tak na prawdę musimy czekać na pierwsze sygnały od służb, które będą wskazywały potencjalnych sprawców tego zamachu. Byś może już FBI posiada jakieś informacje, natomiast trzeba pamiętać, że po zamachu , po tej fazie takiego chaosu z którą mieliśmy do czynienia, teraz, toczy się taka swoista walka informacyjna między służbami a terrorystami. Z jednej strony chodzi o to, żeby zminimalizować efekt psychologiczny, z drugiej,  żeby zdobyć dowody i zatrzymać potencjalnych sprawców.