Szef PiS Jarosław Kaczyński jest eurosceptykiem, ale nie wrogiem Europy i umie docenić korzyści, jakie jego kraj odniósł dzięki członkostwu w Unii Europejskiej - ocenia austriacki dziennik "Die Presse". "Współpraca z Polską w najbliższym czasie może być rzeczywiście trudniejsza niż łatwiejsza, ale czy uzasadnia to jazgotliwe ostrzeżenia, które padają, odkąd narodowo-konserwatywny PiS odniósł wyborcze zwycięstwo? Raczej nie" - podkreśla gazeta.

Szef PiS Jarosław Kaczyński jest eurosceptykiem, ale nie wrogiem Europy i umie docenić korzyści, jakie jego kraj odniósł dzięki członkostwu w Unii Europejskiej - ocenia austriacki dziennik "Die Presse". "Współpraca z Polską w najbliższym czasie może być rzeczywiście trudniejsza niż łatwiejsza, ale czy uzasadnia to jazgotliwe ostrzeżenia, które padają, odkąd narodowo-konserwatywny PiS odniósł wyborcze zwycięstwo? Raczej nie" - podkreśla gazeta.
Zdjęcie ilustracyjne / Jacek Turczyk /PAP

Jak pisze "Die Presse", mówiono już, że w Warszawie będą teraz rządzić wrogowie Europy, że Kaczyński wkroczy na europejską scenę polityczną jako drugi Viktor Orban, że swoją kandydatkę na premiera Beatę Szydło wyśle do Brukseli niczym zdalnie sterowany dron, by ostatecznie zniszczyła i tak kruchy konsensus w sprawie uchodźców. Tymczasem, zdaniem dziennika, są co najmniej trzy przesłanki świadczące o tym, że nie dojdzie do "upadku nad Wisłą".

Po pierwsze - zaznacza gazeta - Polska to nie Węgry. Awans Orbana nastąpił w czasie implozji politycznego mainstreamu, dzięki czemu wstrzelił się w polityczną próżnię. W Polsce sytuacja jest zgoła inna - rządząca od ośmiu lat PO nie jest tak zdyskredytowana jak przed laty węgierska socjaldemokracja, ani nie brakuje politycznych opcji.

Po drugie - "eurosceptyk to nie to samo co wróg Europy". Można wprawdzie ubolewać, że nowy polski rząd będzie bronił swych interesów z większą gwałtownością i mniejszą gotowością do kompromisów niż poprzednia ekipa, ale Kaczyński nie poważy się na zerwanie z Brukselą, bo świetnie zdaje sobie sprawę, że większość Polaków na własnej skórze doświadcza korzyści z członkostwa w UE i nie chce być ich pozbawiona - pisze "Die Presse".

Po trzecie - "imponujące zwycięstwo własnej partii Kaczyński zawdzięcza Angeli Merkel". Nacisk, jaki niemiecka kanclerz wywierała na wschodnioeuropejskie państwa UE, by wzięły do siebie część uchodźców przyjętych przez Niemcy, wywołała sprzeciw wśród wyborców. To oznacza, że powrót prawicy w Polsce nie był zaprogramowany, lecz podobnie jak w Skandynawii został wywołany przez czynniki zewnętrzne. To z kolei oznacza, że najpóźniej gdy przebrzmi kryzys migracyjny, zmniejszy się atrakcyjność (partii) Kaczyńskiego - zaznacza austriacki dziennik.

Do tego momentu wyborcy będą mieli wiele czasu i okazji, by przekonać się, czy rzeczywiście odpowiada im paleokonserwatywny obrazek rodzajowy, jaki chcą stworzyć w Polsce pan prezes i jego akolici. Po doświadczeniach z krótkimi rządami Kaczyńskiego w latach 2006-2007 odpowiedź może być przecząca - podsumowuje "Die Presse".

(rs)