Międzynarodowa grupa naukowców twierdzi, że odkryła ślady istnienia nieznanego dotąd kontynentu, który nazwali Mauritia. Według nich zalały go wody Oceanu Indyjskiego. Jego fragmenty pokryte są grubą warstwa lawy wulkanicznej i znajdują się na głębokości kilku tysięcy metrów. Jego widocznymi pozostałościami mogą być m.in. francuska wyspa La Reunion i Seszele.

Według naukowców z Norwegii, Niemiec i Wielkiej Brytanii, którzy opublikowali rezultaty swoich badań w renomowanym piśmie "Nature Geoscience" prehistoryczny "mikrokontynent" istniał około 70 milionów lat temu, po oddzieleniu się dzisiejszego Madagaskaru od Indii. Pokrywająca jego fragmenty gruba warstwa lawy wulkanicznej może wyjaśnić zagadkowe dotąd wahania siły przyciągania ziemskiego w niektórych rejonach Oceanu Indyjskiego oraz równie zagadkowe pochodzenie Seszeli.

Komentatorzy podkreślają, że biorąc pod uwagę wiek Mauritii, nie ma ona nic wspólnego z legendami o Atlantydzie, choć odkrycie jest również sensacyjne. Na trop istnienia nieznanego dotąd kontynentu naukowcy wpadli analizując piasek z plaż Mauritiusa. Niektóre z jego ziaren zawierają cyrkon - minerał, który musiał powstać od 600 milionów do 2 miliardów lat temu i który spotykany jest na Madagaskarze. Wiek Mauritiusa szacowany jest natomiast tylko na około 9 milionów lat.

Naukowcy twierdzą, że ziarna cyrkonu są dowodem na istnienie mikrokontynentu ukrytego na dnie Oceanu Indyjskiego, bo zostały ich zdaniem wyniesione na powierzchnię przez aktywność wulkaniczną. Według nich jest niemożliwe, że przywędrowały oni na Mauritiusa z wiatrem, bo odległość jest zbyt duża. Mauritia mogła się "odłamać" od Madagaskaru w trakcie tzw. wędrówki kontynentów - ruchu lądów, powodującego zmianę ich położenia względem siebie nawzajem oraz względem biegunów geograficznych i magnetycznych Ziemi.