Naukowy świat wstrzymuje oddech przed zapowiedzianą na czwartek po południu konferencją prasową naukowców zaangażowanych w program detekcji fal grawitacyjnych. Wiele wskazuje na to, że badacze projektu LIGO (Laser Interferometer Gravitational-Wave Observatory) będą mieli coś ważnego do przekazania. Jeśli faktycznie wykryli przewidywane jeszcze przez Einsteina zmarszczki czasoprzestrzeni, ogłoszą największą naukową sensację XXI wieku.

Taka sensacja pojawiła się już niespełna dwa lata temu, kiedy zespół prowadzący obserwacje przy pomocy teleskopu mikrofalowego promieniowania tła BICEP2, umieszczonego na biegunie południowym ogłosił odkrycie zaburzeń polaryzacji promieniowania reliktowego, które uznał za dowód działania fal grawitacyjnych. Odkrycie odwołano niespełna rok później, kiedy dwie grupy badaczy ogłosiły, że zaburzenia polaryzacji zaobserwowanego sygnału w znaczącej części pochodziły od... międzygwiezdnego pyłu, znajdującego się w naszej galaktyce, Drodze Mlecznej. Tym większe zainteresowanie towarzyszy jednak plotkom o możliwości obecnego odkrycia. 

Według ogólnej teorii względności Einsteina, fale grawitacyjne powstają, gdy zderzają się ze sobą zakrzywiające czasoprzestrzeń masywne obiekty, w rodzaju czarnych dziur lub gwiazd neutronowych. Owe zmarszczki czasoprzestrzeni rozchodzą się potem z prędkością światła. Fizycy są przekonani, że zjawisko faktycznie istnieje, do tej pory nie byli go jednak w stanie doświadczalnie potwierdzić. Przełom miał nastąpić w nowym, zmodernizowanym  laboratorium LIGO. Plotki na jego temat zaczęły pojawiać się na Twitterze.

Tygodnik "New Scientist" pisze dziś na swej stronie internetowej o wynikach dziennikarskiego śledztwa na temat wiarygodności tych plotek. Wygląda na to, że najczulsza jak dotąd aparatura do poszukiwania fal grawitacyjnych natrafiła na ich ślad zanim jeszcze na dobre przystąpiła do pracy.

Detektory LIGO, znajdujące się w oddalonych o 3 tysiące kilometrów miejscach - w Hanford w stanie Washington i w Livingston w stanie Louisiana - są w stanie odkryć przechodzącą falę grawitacyjną, mierząc zakłócenia czasoprzestrzeni rzędu dziesięciotysięcznych części średnicy protonu. Analiza dostępnych publicznie zapisów obserwacji wskazuje, że zespół LIGO od września ubiegłego roku zwrócił się do 75 obserwatoriów astronomicznych na świecie o śledzenie co najmniej trzech możliwych źródeł takich sygnałów, zderzających się czarnych dziur, czy gwiazd neutronowych.

Wyniki tych obserwacji nie są znane, ale jeśli faktycznie obserwatoria te odkryły w określonych rejonach nieba ślady takich kolizji, czy to w postaci widzialnego światła, promieniowania gamma, czy nawet strumieni neutrin, mogłoby to sugerować, że sygnał od domniemanych fal grawitacyjnych nie był przypadkiem.

Dziennikarze "New Scientist" skoncentrowali się na badaniach teleskopów Europejskiego Obserwatorium Południowego w Chile. To one mogłyby wykryć błysk światła towarzyszący fali grawitacyjnej. Pierwszy taki przegląd rozpoczął się 17 września minionego roku, dzień przed oficjalnym początkiem obserwacji LIGO. Jeśli tak, ślad fali grawitacyjnej musiał pojawić się tam już w czasie testów. Czy tak faktycznie było, przekonamy się już w czwartek.