Trudno o bardziej dramatyczny przykład brutalnych praw natury, niż doroczna migracja antylop gnu, gazeli i zebr z równin Serengeti w Tanzanii do Masai Mara w Kenii. Gdy w poszukiwaniu pożywienia ponad milion zwierząt przeprawia się przy okazji przez rzekę Mara, każdego roku tysiące z nich toną lub padają łupem krokodyli. Choć towarzyszące temu dramatyczne obrazy śnią się po nocach niejednemu widzowi filmów przyrodniczych, okazuje się, że sam proces nie powoduje w populacji antylop istotnych strat a poważnie przyczynia się do rozwoju całego ekosystemu rzeki. Pisze o tym w najnowszym numerze czasopismo "Proceedings of the National Academy of Sciences".

Grupa naukowców pod kierunkiem Amandy Subalusky z Yale University a obecnie Cary Institute of Ecosystem Studies zadała sobie trud zbadania, jak poważne są skutki tej dramatycznej przeprawy. Okazało się, że o żadnej hekatombie nie może być mowy, ginie bowiem nie więcej niż jedno na 200 przeprawiających się zwierząt. Z tej liczby ofiar zaledwie około 2 proc. pada ofiarą krokodyli. Pięcioletnie badania w terenie i analiza wcześniejszych zapisów wskazują, że przeciętnie, rocznie z 1,2 miliona przeprawiających się zwierząt ginie około 6200 o masie sięgającej 1100 ton. To równowartość masy zaledwie 10 płetwali błękitnych.

Rozkładające się ciała antylop mają jednak gigantyczny wpływ na lokalny ekosystem, stając się pokarmem krokodyli, ryb, zjadających padlinę ptaków, a w końcu owadów i glonów, dostarczając im około 100 ton węgla, 25 ton azotu i 13 ton fosforu. Tkanki miękkie rozkładają się przy tym w cięgu 2-10 tygodni, kości pozostają w rzece przez okres nawet do 7 lat. Masowe utonięcia zwierząt to niezwykły proces, najpierw zasilają rzekę ich gnijące ciała, potem substancji odżywczych dostarczają ich kości - mówi współautorka pracy, Emma Rosi z Cary Institute.

By możliwie dokładnie poznać los szczątków antylop badacze przeprowadzili szereg symulacji, wykorzystali też wyniki obserwacji zachowania krokodyli i padlinożerców, a także badania izotopowe ryb. Okazało się, że w chwili rozkładania się padliny, tkanki miękkie stanowiły nawet 34-50 proc. pożywienia ryb. Padlinożercy, w tym marabuty i różne gatunki sępów zjadały około 6-9 proc. ich masy. Krokodyle, ze względu na wolną przemianę materii nasycały się stosunkowo szybko i zjadały tylko około 2 proc. masy padłych antylop. Pozostałe po usunięciu tkanek miękkich kości były jeszcze miesiącami objadane przez ryby.

Takie masowe wydarzenia opowiadają nam o mechanizmach, które w dużej mierze odeszły już do przeszłości. W naszym podzielonym ogrodzeniami i barierami środowisku nie ma już na nie miejsca - mówi Amanda Subalusky. W przeszłości właśnie w ten sposób, masowo tonące ssaki dostarczały substancji odżywczych wodnym ekosystemom. Migracja do Masai Mara to prawdopodobnie ostatni już na Ziemi przykład takiego zjawiska - dodał. Około 200 lat temu, kiedy w Ameryce północnej żyło jeszcze 60 milionów bizonów, one także ginęły tysiącami przy przekraczaniu rzek. Teraz to już tylko historia.