W Kielcach na terenie Politechniki Świętokrzyskiej rozpoczął się dziś trzydniowy finał szóstej edycji międzynarodowych zawodów robotów marsjańskich European Rover Challenge. Jak mówi RMF FM pomysłodawca i organizator imprezy, Łukasz Wilczyński z Europejskiej Fundacji Kosmicznej, to jedyny na świecie turniej robotyczno-kosmiczny, który odbędzie się w tym roku po ogłoszeniu pandemii koronawirusa. Będzie miał jednak inną, hybrydową formułę. Uczestniczące w nim drużyny nie tylko nie przyjechały ze swoimi robotami, ale nawet nie musiały ich budować. Będą bezpośrednio ze swoich krajów, zdalnie sterować robotami udostępnionymi przez organizatorów. Pod tym względem konkurs będzie nieco przypominał prowadzenie rzeczywistej misji na Czerwonej Planecie.

Zawodom w dniach 11-13 września 2020 towarzyszyszą pokazy naukowo-technologiczne oraz konferencja mentoringowo-biznesowa z udziałem ekspertów i przedstawicieli firm sektora kosmicznego, w tym m.in. Astronika, CBK, GMV, PIAP Space, SENER. Całość imprezy jest transmitowana na żywo online na stronie www.roverchallenge.eu


Do konkursu zakwalifikowały się 33 drużyny z 14 krajów. W tym roku - po raz pierwszy w historii zawodów - przyznana została nagroda specjalna Best Design Award za najlepszy projekt robotyczny łazika. Inicjatorem tego wyróżnienia jest warszawska firma SENER Polska, która zaprojektowała i wykonała m.in. pępowinę marsjańską dla europejskiego łazika ExoMars. W gronie laureatów, wyłonionych na podstawie przesłanej przez zespoły dokumentacji technicznej, znalazły się: AGH Space Systems z Polski oraz STAR Dresden e.V i ERIG e.V z Niemiec.

Grzegorz Jasiński, RMF FM: Szósta edycja konkursu łazików marsjańskich przebiega w zupełnie inny sposób niż poprzednie. Paradoksalnie może się okazać, że może być nieco bardziej zbliżona do rzeczywistej sytuacji. Proszę opisać, jak to będzie wyglądało.

Łukasz Wilczyński: Przede wszystkim ta edycja jest edycją wyjątkową, hybrydową.

To modne słowo teraz.

Modne słowo, ale trzeba też wiedzieć, co ono oznacza. Po pierwsze, my nie przeszliśmy do internetu tak, jak niektóre wydarzenia. Konferencje np. mogą przebiegać on line. Konkursy robotyczne na świecie zostały po prostu anulowane i przeniesione de facto na przyszły rok. My w ERC stwierdziliśmy, że się nie poddamy i postanowiliśmy zorganizować edycję hybrydową. Hybrydowa edycja w naszym przypadku polega na tym, że to my dostarczamy łaziki marsjańskie. One są identyczne dla każdej drużyny, to jest ta sama konstrukcja. Dostarczyliśmy specjalną platformę, którą pozyskaliśmy w Dolinie Krzemowej. To amerykańska platforma do zdalnego zarządzania tymi robotami. W związku z tym drużyny nie przyjeżdżają do Polski, bo i tak nie mogą, bo w wielu krajach wciąż jest lockdown albo loty samolotem są dalej zabronione. Te drużyny będą się z nami łączyć z dowolnego miejsca, czy będą na uczelni, czy będą łączyć się wszyscy ze swoich domów. Będzie to na pewno wyglądało identycznie jak w NASA w tym roku. Przypominam sobie taki obrazek sprzed paru miesięcy, kiedy pokazano kontrolerów łazika Curiosity na Marsie, siedzących swoich pokojach, kontrolujących to nie z centrum kontroli misji NASA, ale właśnie z domów. Tak będzie wyglądała, jeżeli chodzi o zawody, nasza tegoroczna edycja. Natomiast jeśli chodzi o strefę pokazów, która zawsze nam towarzyszy, ona też będzie hybrydowa. Będą wystawcy, zgłosili się. W zależności od liczby osób, która będzie dozwolona, będziemy tam regulować ruchem. Część wykładów, pokazów, warsztatów odbędzie się również w świecie wirtualnym, czyli po prostu będzie transmitowana w internecie. Wszystko można na stronie roverchallenge.eu śledzić i zobaczyć, kiedy, na co warto przyjechać, albo kiedy warto się włączyć i obejrzeć.

Jak wyglądała w tym roku kwalifikacja chętnych zespołów? Było ich prawie 50. Udział weźmie nieco ponad 30.

Tak. W tym roku, jeszcze przed ogłaszaniem, że idziemy w wersję hybrydową mieliśmy więcej zgłoszeń niż do tej pory. W momencie, gdy ogłosiliśmy, że będziemy to jednak zmieniać, że jeszcze trwa rekrutacja, nagle liczba drużyn jeszcze nam skoczyła. Pojawiły się nowe drużyny, które do tej pory nie startowały w żadnym konkursie na świecie. Rosjanie się pojawili, pojawiło się więcej drużyn niemieckich, więcej drużyn brytyjskich, włoskich. Mówiąc krótko, Europa ruszyła. To były zgłoszenia na bazie ich konstrukcji, które do tej pory budowali. Te konstrukcje oczywiście nie przyjeżdżają. Natomiast my postanowiliśmy ocenić też dokumentację, nie tylko kwalifikować dalej, ale także ocenić. I wprowadziliśmy nagrody Best Design Award. Mogę tu powiedzieć, bo to już jest za nami, że najlepsza okazała się znowu konstrukcja polska, Best Design Award trafiło do drużyny z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Oni będą mogli teraz uczestniczyć w niesamowitych webinarach z bardzo doświadczonymi inżynierami firmy Sener. Na tym etapie zakończyliśmy przyjmowanie dokumentacji teraz drużyny, które zostały wyselekcjonowane, właśnie tych około 30 drużyn, przechodzi do kolejnego etapu. W odróżnieniu do zeszłego roku nie czekamy aż przejadą, tylko my jesteśmy z nimi w kontakcie już od początku sierpnia. Oni od początku sierpnia mogą w symulowanym środowisku naszego toru marsjańskiego testować swoje algorytmy, zdolność kierowania naszym łazikiem itd. Jeżeli chcą już wgrać w łazika swoje własne oprogramowanie, mogą już to robić. Trwają testy terenowe, przez cały miesiąc. 11 września rozpoczyna się ten wielki finał. Drużyny albo będą zdalnie zarządzać łazikiem - i tu muszą się przygotować może jakieś zakłócenia, zobaczymy. My zapewniamy najszybszą sieć komputerową na świecie, to sieć akademicka Pionier, która jest realizowana w Polsce przez poznańskie centrum superkomputerowo sieciowe. Szybszej nie ma. Natomiast wiadomo, że u nich domu może być różnie. Myślę, że drużyny, które chcą uniknąć tego ryzyka, będą nastawiać się jednak na jazdę autonomiczną. W tym roku jest trudniej, bo mają platformę, którą dopiero poznają. Ale jakiś konsensus musieliśmy z drużynami zawrzeć.

Można powiedzieć, że ten system będzie trochę bardziej zbliżony do ewentualnej przyszłej rzeczywistej misji marsjańskiej. Tam będzie naturalne opóźnienie. Nawet nie tylko to możliwe, związane z problemami z internetem. Tam oczywiście łaziki też będą musiały mieć autonomiczną możliwość działania.

Nie tylko. Nie tylko dotyczy to łazików marsjańskich. Obecna sytuacja przygotowuje ich doskonale też do pracy w przemyśle 4.0 tu na Ziemi. My tutaj - wybierając tę platformę - długo rozmawialiśmy z naszym drugim organizatorem, czyli strefą ekonomiczną Starachowice. Okazało się, że tego typu system zarządzania robotami, który wybraliśmy, służy tu na Ziemi - jest sprawdzony w bojach - do zarządzania robotami w halach przemysłowych, magazynach. Można zdalnie zarządzać zespołem do 1000 robotów. Nie trzeba być na miejscu. W związku z tym osoby, które biorą udział w naszym turnieju, nie tylko przygotowują w tej roli kontrolerów, ale także będą mogli mieć już zbudowane kompetencje np. zarządzania flotą robotów, która jak widzimy już dnia na dzień opanowuje coraz więcej miejsc przemysłowych, miejsc sprzedażowych. Czytałem ostatnio o robotach polskiej produkcji, które zaczynają odkażać szpitale, współpracują w tych czasach pandemicznych. Nasze życie zaczyna się robotyzować, będziemy mieć do tego świetnych kontrolerów.

Jak duża flota robotów będzie pracować, ile jest dostępnych? Proszę powiedzieć coś o tym. Co to za roboty? Bo to rzeczywiście Polska konstrukcja.

Polska konstrukcja nazywa się Leo, czyli krótko lew. To jest bardzo mały, sprytny robocik, bo po złożeniu można go włożyć na plecy jak plecak po prostu. On został skonstruowany przez weterana naszych zawodów, Szymona Dzwończyka i jego zespół z Wrocławia. To jest osoba, która prowadziła zespół Scorpio z Politechniki Wrocławskiej i oni wygrali pierwsze zawody ERC. Był też weteranem zawodów amerykańskich. Obecny robot to robot inspekcyjny, który umożliwia zastosowanie dowolnej konfiguracji. Ta, która będzie na naszych łazikach konkursowych, jest specjalnie "pod nas" opracowana, ale pamiętam, że Szymon sprzedawał z zupełnie innymi zestawem czujników te roboty do Brazylii, gdzie dostał zamówienie kiedyś na 13 robotów na farmę ślimaków. Tu choćby widać absolutnie różnorodność zastosowania tych robotów. One są wyposażone w specjalne kamery, w manipulator. Nasz robot oczywiście będzie miał przede wszystkim kamery, serię czujników lidar, czyli radar do tego, żeby mógł mapować teren. Tym wszystkim tak naprawdę będzie można zdalnie zarządzać, zdalnie komunikować się tym robotem. My udostępniamy około 7 sztuk na tor. W tym momencie te roboty będą mogły jednocześnie jeździć, ponieważ między nimi nie ma problemu zakłóceń. To zawsze towarzyszyło nam w tych konstrukcjach dostarczanych przez drużyny. Ciekawostką jest to, że to jest robot oparty całkowicie na open source. To jest otwarte środowisko programistyczne oparte na systemie operacyjnym ROS do zarządzania robotami. W związku z tym drużyny mają absolutnie takie same szanse w tym roku. Wszystko zależy od umiejętności, nie tylko programistycznych, ale także od umiejętności zarządzania tą drużyną w trakcie mapowania terenu, a także naukowo. Dlatego, że mamy też konkurencję naukową w tym roku, na to też jurorzy naukowi stawiają bardzo mocno w tym roku.

Jak dużo czasu mieli uczestnicy na przygotowanie oprogramowania i przygotowanie się, nauczenie się obsługi tych robotów?

Bardzo mało czasu, ale to wynikało z tego, że przyjęliśmy pewien konsensus. W momencie, gdy pandemia nas dopadła, tydzień nam zajęło to, żeby postawić na nogi całe wydarzenie. Udało się, w tydzień znaleźliśmy robota, wybraliśmy środowisko. Cały lipiec ustawialiśmy środowisko pracy, ponieważ to nie jest tak, że my tylko udostępniamy roboty, to nie jest tylko tak, że udostępniamy platformę. My zmapowaliśmy wirtualnie cały nasz tor marsjański i oddaliśmy to środowisko jako środowisko wirtualne do testowania kodu. Czyli zawodnicy najpierw wchodzą na wirtualne środowisko marsjańskie i dopiero potem jak widzą, że wszystko działa, przychodzą na fizycznego robota, żeby potrenować na torze. Tak naprawdę oni zaczęli pracę na przełomie lipca i sierpnia. Natomiast to nie różni się bardzo od tego co robili do tej pory. Tutaj tak naprawdę trzeba wyczuć robota, on jest trochę mniejszy, ma inny rozstaw kół. Zadania są te same, system jest ten sam, kamera może być gdzie indziej postawiona natomiast wszelkie problemy: czy algorytm zachowa się tak, czy tak, to są te same komendy. Tylko trzeba oczywiście tutaj dopisać pewne elementy związane z prędkością, bo trochę inaczej ten łazik się porusza. I co jest ważne - to właśnie typowo marsjańskie zadanie - jeśli łazik za szybko pojedzie, najedzie, przewróci, tu nie ma żadnego Marka Watneya, który został wysłany na Marsa, który przyjdzie i go z powrotem przewróci, tylko jest koniec przejazdu. To jak z Curiosity, trzeba bardzo uważnie te zadania wykonywać, bo jesteśmy 1000 km - co najmniej - od Marsa.

Jakie będą zadania w tym roku?

W tym roku nie ma jednego z tradycyjnych zadań, czyli nie ma pobierania próbek. Z wiadomych powodów nie możemy tego zrealizować. Robot by mógł, ale tak naprawdę drużyny nie mogą podejść i odebrać tych próbek. Mamy natomiast typowe zadanie związane z przejazdem terenowym, czyli sprawdzaniem markerów, odnajdywaniem tych markerów za pomocą najpierw kamer terenu, a potem z wyłączonymi kamerami i tzw. ślepą nawigacją w oparciu o zdjęcia "satelitarne", czyli wykonane z drona. Zespoły musza ustalić trajektorię jazdy łazika, jak najdłuższy przejazd jest najwyżej punktowany. Kolejne zadanie wiąże się z "naprawą" reaktora. Tutaj podeszliśmy nieco inaczej. Pamiętajmy, ze drużyny nie są u nas razem w Kielcach, tylko łączą się naprawdę z różnych stref czasowych całego świata, więc musieliśmy się trochę do tego dostosować, żeby nie robić im tych zawodów po nocach. Zbudowaliśmy do tego zadania specjalne ramię robotyczne, drużyny nie podjeżdżają do miejsca naprawy łazikiem, ale z pomocą platformy przełączają się na to ramię, które ma specjalne końcówki. Tutaj w grę wchodzą elektrycy w zespole, osoby, które zajmują się na co dzień właśnie budowaniem manipulatorów, by sobie poradzili. Mamy oczywiście to zadanie naukowe, gdzie muszą określić pewne rzeczy na bazie wyglądu Ziemi, po wjeździe do krateru muszą sprawdzić pewne formy geologiczne. Na koniec jest zadanie prezentacyjne, może najmniej widowiskowe dla widzów, natomiast dla nas bardzo ważne. oni mimo wszystko, mimo że nie budowali swojego łazika, tylko przygotowywali się do oprogramowania naszego, muszą dowieść, że robili to w sposób bardzo profesjonalny, że zarządzanie projektem było prowadzone na najwyższym poziomie. Muszą tego dowieść jurorom podczas telepołączenia.

Jak będzie wyglądała ocena tych zadań? To będzie głównie skoncentrowane na tym, co łazik pokaże tam na miejscu, czy też jurorzy będą mieli dostęp do kodów, będą mogli podejrzeć, jak to wszystko było tworzone?

Tak, widzimy to wszystko, jesteśmy w stanie zobaczyć, jak to było przygotowywane. Właśnie ta część prezentacyjna do tego służy. Oprócz tego liczy się też czas przejazdu, czy sprawnie zostało to zrobione. Czy robot tak naprawdę wykonał wszystkie zadania czy może np. połowę z tych zadań? W konkurencji naprawy reaktora, sprawa jest jasna: czy naprawił, czy nie naprawił. W konkurencjach naukowych tak naprawdę oceniany jest nie tylko efekt, ale też podejście naukowe - w jaki sposób doszli do pewnych tez, czy obronili jakąś tezę. Jurorzy będą tu mieli całą gamę różnych możliwości punktowania. Oczywiście, jeżeli chodzi o kod to tu jest kwestia zobaczenia, w jaki sposób został przygotowany. Myślę, że tak jak w zeszłym roku, najwyżej punktowane będą oczywiście te przejazdy w pełni autonomiczne, bo też na to stawiamy. Chcielibyśmy, żeby poziom tych zawodów rósł z roku na rok. Pamiętamy w zeszłym roku wygrały Kielce, drugie miejsce miało krakowskie AGH. To były roboty, które działały w pełni autonomicznie. W tym robocie świętokrzyskim, o ile dobrze pamiętam było, około 6000 linijek kodu. To była naprawdę pełna autonomia i dokładnie taki poziom chcemy też widzieć w tym roku. Pandemia nas zaskoczyła, jeżeli chodzi o hybrydowość tego rozwiązania, ale jeżeli nawet ta pandemia się skończy to takie zadania zostaną na przyszły rok. Muszę się przyznać, że my myśleliśmy o tej formule już od wielu, wielu lat. Wciąż byliśmy zaaferowani innymi sprawami, było bardzo dużo pracy. Gdy przyszła pandemia, wyciągnęliśmy z szuflady plan B, który zawsze mieliśmy i wreszcie mogliśmy go zrealizować. Może troszkę z lenistwa to wyszło. Ale zrobiliśmy to. Nawet, jeśli od przyszłego roku wróci nam normalna formuła, to będzie wciąż aktualna ta druga formuła. Zauważyliśmy, że jest wiele drużyn, które nie chcą budować łazika, są bardziej programistyczne i w ten sposób możemy poszerzyć grono uczestników.

Czy wśród tych projektów łazików, które państwo ocenialiście, już wśród tych dokumentacji, było coś, co mogło zachwycić, co nasunęło taką myśl, jeżeli ktoś by to zrobił to to byłby jakiś przełom?

Tak, co roku widzimy nowe pomysły na systemy jezdne. Oczywiście tutaj króluje króluje zawieszenie z Curiosity. Ponieważ to jest najlepszy przykład istniejącego zawieszenia.

Warto korzystać z dobrych wzorców.

Oczywiście. Patrzyliśmy z ciekawością, czy ktoś będzie nawiązywał do wystrzelonego niedawno łazika Perseverance, ale chyba jeszcze za wcześnie na to. Chyba musimy poczekać, aż ten łazik wyląduje i pokaże, na co go stać. Wtedy dopiero zobaczymy jego jakieś odwzorowania w naszym konkursie. Myślę, że to już przyszły rok pokaże.

Czyli helikopterków jeszcze nie ma?

Helikopterki były już w tych konkursach. Polacy byli przed NASA z takim pomysłem. Pamiętam bodajże 2008 rok, łazik Magma startował wtedy w zawodach amerykańskich. Tam było napisane, że łazik ma przekroczyć linię startu i tyle. Nasi młodzi, sprytni konstruktorzy uznali, że skoro nie jest powiedziane, co ma być na tym łaziku, można tam zamontować dron. W momencie, gdy łazik przejechał linię startu, wystartował z niego dron i mieli podgląd całego terenu z góry. Groziło to dyskwalifikacją, ale panowie obronili się, powiedzieli, że to absolutnie nie było zabronione. Oczywiście od następnej edycji tych amerykańskich zawodów było napisane, że łazik oznacza to i to, nie było już tam drona. U nas na razie dronów nie będziemy testować. To nie jest jeszcze ten etap.  Natomiast myślimy też o połączeniach takich elementów. Pamiętajmy też, że u nas w naszym przypadku mamy trochę ograniczone możliwości z uwagi na to, że mamy obok strefę pokazów i wielu widzów, więc trzeba uważać na bezpieczeństwo. Wszystkie łaziki zawsze miały taki czerwony słynny przycisk, widoczny z daleka. Pytani, co to jest, odpowiadaliśmy, że to coś takiego, że jeśli łazik by komuś uciekł z elektronicznej smyczy to wystarczyło kopnąć w ten przycisk i następowało wyłączenie wszystkich systemów. To po prostu emergency switch. W przypadku dronów ryzyko nam tutaj wzrasta, jesteśmy ponadto w centrum miasta w Kielcach. Chciałbym jeszcze dodać, bo myślę, że dla wielu słuchaczy też będzie ważne, że w tym roku towarzyszy nam jak co roku konferencja branżowa. Ona się odbywa pierwszego dnia. Na tej konferencji będzie mnóstwo ciekawych paneli dyskusyjnych. Pierwsza rzecz to nie o samych łazikach, ale o tym, co jest na łazikach - będziemy rozmawiać o nauce na łazikach. To będzie bardzo ciekawy panel w wykonaniu bardzo ciekawych osób reprezentujących polskie firmy, które bardzo duże mają do powiedzenia na temat Marsa. To na przykład Astronika czy Sener. To są firmy, które pokazały już kilka swoich rozwiązań właśnie w przypadku Marsa. Będzie ciekawy panel dla płci pięknej, "Kobiety w kosmosie" - o tym co robią, czym się zajmują, jak wygląda w tym momencie pozycja kobiet w sektorze kosmicznym. Same kobiety, astronautki, bardzo ciekawy panel. Będzie panel z udziałem agencji ESA i NASA o tym, jak inspirować młode pokolenie, no i panel, w którym ja też mam przyjemność brać udział, czyli po co nam te łaziki. Wszystko dlatego, że dostaje o to wiele pytań. Mamy kryzys klimatyczny, mamy pandemię. Po co inwestować jeszcze w jakieś łaziki marsjańskie? My na to pytanie też będziemy odpowiadać.

Łazik, który wjeżdża do sali szpitalnej i dezynfekuje, wydaje się pierwszą odpowiedzią, ale pewnie świat i natura przyniosą kolejne. Proszę jeszcze powiedzieć, albo uzupełnić, co jeszcze będzie tam można ewentualnie zobaczyć bezpośrednio, oczywiście przy wszelkich zabezpieczeniach sanitarnych i co będzie można zobaczyć w internecie.

Przede wszystkim 11-13 września, teren Politechniki Świętokrzyskiej na miejscu będzie jak zwykle największy na świecie sztuczny tor marsjański. Na nim będą te przejazdy robotów. Będzie strefa pokazów, będą wystawcy, którzy będą prowadzić warsztaty dla rodzin z dziećmi, różne pokazy interaktywne. Obok tego mamy aulę Politechniki Świętokrzyskiej, do której codziennie będzie można przejść i albo wziąć udział pierwszego dnia w konferencji i po prostu posłuchać wszystkich debat, albo 12-13 będzie można wziąć udział w prelekcjach, pokazach filmowych związanych ze strefą pokazów. Całości w tym roku mamy ogrodzoną, musimy sprawdzać temperaturę, będziemy musieli niestety dać ankiety, takie proste medyczne, do wypełnienia, ale to myślę, że państwo rozumiecie z uwagi na te obostrzenia, które mamy. Jesteśmy do nich naprawdę przygotowani i codziennie patrzymy, jakie są nowe wytyczne w stosunku do nas. Będzie też duży telebim, gdzie będzie można sobie na bieżąco też pooglądać transmisję, którą będziemy prowadzić. Będzie całe studio, które będziemy też stamtąd nadawać przez 3 dni. A jeśli ktoś z różnych powodów nie chce albo nie może przyjechać, zapraszam na stronę roverchallenge.eu. Tam będzie prowadzona transmisja zarówno całego wydarzenia, jak i poszczególne transmisje konferencji, pokazów, prelekcji. Tak, że będzie można wziąć udział fizycznie, albo wirtualnie, najważniejsze, żeby z nami być.