Po wczorajszym zerwaniu przez pielęgniarski związek rozmów z rządem, siostry kontynuują strajki, głodówki i okupacje. Przed południem siostry wyszły na ulice Katowic. Od ponad dwóch tygodni pielęgniarki z Lublina okupują regionalną kasę chorych.

Przed południem siostry zablokowały centrum Katowic. W kilku punktach miasta kilkaset sióstr przechodziło przez przejścia dla pieszych. Pielęgniarki całkowicie wstrzymały ruch uliczny. Policjanci musieli kierować samochody na objazdy. Kiedy siostry zaczynały swój protest kierowcy nie kryli wzburzenia. Jedni krzyczeli, inni trąbili zmuszając pielęgniarki do opuszczenia pasów. W pewnej chwili na przejściu wytworzyła się luka, kilku kierowców gwałtownie ruszyło z miejsca. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Siostry rozumieją oburzenie kierowców, ale "niestety społeczeństwo musi troszeczkę ucierpieć, nad czym my również ubolewamy" - powiedziała jedna z protestujących. W tej chwili ruch w centrum Katowic powoli wraca do normy.

Rano rozpoczęła się też okupacja Podlaskiej Kasy Chorych w Białymstoku. Ponad 300 sióstr zapowiedziało, że nie opuszczą budynku dopóki nie dowiedzą się dlaczego kasa nie podpisała kontraktów ze szpitalami, w których pracują. W budynku Podlaskiej Kasy Chorych powoli brakuje miejsca. Pielęgniarki rozkładają przywiezione ze sobą śpiwory na korytarzach na wszystkich piętrach. Zapowiedziały, że nie ustąpią dopóki dyrektor kasy nie wyjaśni im powodów niepodpisania kontraktów z blisko połową szpitali w województwie. Wszystko wskazuje na to, że akcja nie zakończy się szybko. Posłuchaj relacji białostockiego reportera Piotra Sadzińskiego:

Skąd wziąć pieniądze?

Protestujące pielęgniarki zerwały wszelkie rozmowy z rządem. Zarzuciły one "brak dobrej woli i konkretnych rozwiązań finansowych". O tym, czy będzie strajk generalny, okaże się za kilka dni. Wczoraj siostry postanowiły jedynie kontynuować dotychczasowe akcje protestacyjne w poszczególnych regionach i zakładach opieki zdrowotnej. O tym, czy i kiedy będzie strajk generalny, zadecyduje Zjazd Krajowy związku w zbierający się 22 stycznia. Dotychczasowa propozycja rządu czyli wzrost płac o 203 złote nie satysfakcjonuje pielęgniarek i położnych. Pielęgniarki domagają się wyższych pensji. Tymczasem pieniędzy brakuje nawet na obiecane im przez rząd podwyżki. Nieoficjalnie mówią o tym kasy chorych, a potwierdzają to dyrektorzy szpitali i przychodni. To na nich zresztą spada ciężar decyzji parlamentarzystów, co zrobić aby znaleźć pieniądze? Marek Balicki doradca prezydenta do spraw medycznych i jednocześnie dyrektor szpitala Bielańskiego w Warszawie jest w trudniejszej sytuacji niż pozostali dyrektorzy, gdyż jego szpital podobnie jak dwa inne w mieście nie ma jeszcze podpisanego kontraktu na leczenie szpitalne. Co w dodatkowy sposób zmniejsza ilość gotówki, dlatego zapowiada, że będzie zwiększał zadłużenie szpitala. Mówi się również o zwolnieniach czy rezygnacji ze specjalistycznej aparatury. Zdaniem Balickiego nad ustawą trzeba popracować wytyczając źródło podwyżek. W tekście ustawy pojawiły się również kolejne nieścisłości tym razem związane z tym kto ma otrzymać podwyżkę: "Jest mowa jedynie, że ona przysługuje od 1 stycznia, ale czy dotyczy to pracowników, którzy zostali zatrudnieni 31 grudnia czy zatrudnieni są 5 stycznia?"

Jednym słowem powstaje pytanie - czy wystarczy pieniędzy na podwyżkę dla każdego nowego pracownika? Anna Knysok pełnomocnik rządu ds. wprowadzenia powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego zapytana gdzie szefowie szpitali i przychodni mają znaleźć pieniądze na wyższe pensje dla pracowników odpowiedziała: "Dyrektor, który jest dobrym menadżerem musi oszacowac koszty całego zakładu. I niejednokrotnie będzie się możliwość podwyżki dla jednej grupy wiązała z restrukturyzacją zatrudnienia, które musi być dokonane w tym zakładzie". Czyli dyrektorzy będą musieli kogoś zwolnić by dać podwyżkę innym albo liczyć na renegocjację kontraktów - ale to będzie możliwe najwcześniej w lutym.

Żądamy kontroli NIK

Aby pielęgniarki znowu rozmawiały z rządem, ten musiałby zaproponować im większe podwyżki – tłumaczyła w czwartek szefowa zarządu OZZPiP Bożena Banachowicz – bez tego nie będzie nawet mowy o rozmowach systemowych. Pielęgniarki uważają, że pieniądze na podwyżki można znaleźć w kasach chorych, dlatego domagają się, by działalność kas zbadała Najwyższa Izba Kontroli. O ewentualnym strajku generalnym ma zadecydować zjazd krajowy związku pielęgniarek, który odbędzie się 22 stycznia. Pielęgniarki - choć w różnych formach - protestują w całym kraju. Część z nich okupuje placówki służby zdrowia, część odeszła od łóżek, a jeszcze inne głodują. Tymczasem w Warszawie obraduje Zarząd Krajowy OZZPiP. Zarząd zastanawia się nad ewentualnym zaostrzeniem protestu. Zdaniem przewodniczącej związku Bożeny Banachowicz szanse na zakończenie protestu są praktycznie zerowe. Według danych związkowych wczoraj od łóżek pacjentów odeszły siostry w ponad 120 szpitalach. W 26 trwa strajk bezterminowy, w 13 głodówka a w 16 okupacja. Inne dane ma Ministerstwo Zdrowia. Resort twierdzi, że od łóżek pacjentów siostry odeszły tylko w 21 szpitalach. Wczoraj głodowy protest rozpoczęły pielęgniarki w podwarszawskim Centrum Zdrowia Dziecka. Siostry podobnie jak ich protestujące koleżanki w całym kraju domagają się wyższych pensji. W Olsztynie pielęgniarki ze Szpitala Wojewódzkiego okupują hol przed gabinetem dyrektora. Posłuchaj rozmowy z protestującymi pielęgniarkami reporterki RMF FM Beaty Tonn:

Na Mazowszu siostry protestują w 28 placówkach. Od wczoraj w Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu trwa głodówka około dwustu pielęgniarek. Kilkanaście sióstr w dalszym ciągu okupuje regionalną Kasę Chorych w Lublinie. Tymczasem już dzisiaj zakończy się okupacja budynku administracji szpitala w Opolu Lubelskim, gdzie pielęgniarki doszło do porozumienia z dyrekcją -- dostaną po sto i pięćdziesiąt złotych podwyżki. W województwie kujawsko-pomorskim siostry protestują w szpitalach w Brodnicy i Gołubiu Dobrzyniu. Kilkudziesięcioosobowe grupy rotacyjne okupują szpitalne hole. Wczoraj siostry z tego regionu zdecydowały o nasileniu protestu. Okupacja holu przed gabinetem dyrektora trwa też w szpitalu wojewódzkim w Olsztynie. Około czterdziestu kobiet domaga się pięciuset złotych podwyżki. Siostry zapowiadają, że będą protestować do skutku. Pielęgniarki z województwa pomorskiego do 10 stycznia zawiesiły ogłoszenie strajku. Chcą, by dyrektorzy szpitali oraz kasa chorych do tego dnia negocjowali i zmienili już zawarte kontrakty, tak aby dać podwyżki pielęgniarkom. Jeśli ich żądania nie zostaną spełnione to od 11 stycznia mają one odmówić pomocy chorym w dziewięciu pomorskich szpitalach, gdzie nadal trwa akcja protestacyjna.

foto RMF FM

13:55