Polarnicy nie chcą turystów w Antarktyce. Jak przekonuje w rozmowie z RMF FM Agnieszka Kruszewska, która z ramienia Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN odpowiada za zarządzanie Polską Stacją Antarktyczną im. Henryka Arctowskiego, turystyka generuje nadmierny ślad węglowy i zakłóca spokój zwierząt zamieszkujących te tereny. Jej zdaniem Antarktyka powinna pozostać nienaruszona w swoim kształcie dla przyszłych pokoleń. W rozmowie z Grzegorzem Jasińskim Kruszewska ujawnia, jak można zostać polarnikiem i kto ma szanse pracować na końcu świata. Opowiada też o skomplikowanej logistyce misji polarnych, która zapewnia dostarczanie ludzi, sprzętu i zaopatrzenia do baz na Antarktydzie.
- Agnieszka Kruszewska opowiada o polskiej stacji polarnej im. Henryka Arctowskiego na Antarktydzie, gdzie nie ma pełnej nocy polarnej, a praca to połączenie życia i pracy w izolacji przez pół roku.
- Na stacji potrzebna jest ekipa multiinstrumentalistów - nie tylko specjaliści, ale ludzie z różnymi umiejętnościami, którzy potrafią sobie radzić w trudnych warunkach i współpracować.
- Kruszewska podkreśla, że ruch turystyczny w Antarktyce generuje duży ślad węglowy i wpływa negatywnie na dziką przyrodę, dlatego program polarny stawia na ograniczenie turystyki i ochronę regionu.
- Zapraszamy do przeczytania całej rozmowy, by poznać fascynujące szczegóły o życiu na stacji, wyzwaniach logistycznych i podejściu do ochrony polarnych ekosystemów.
Od 5 do 8 sierpnia, po raz pierwszy w historii, Polska gości doroczne spotkanie organizacji zrzeszającej menadżerów narodowych programów antarktycznych - Council of Managers of National Antarctic Programs. COMNAP zrzesza logistyków polarnych z ponad 30 państw, od Stanów Zjednoczonych, przez Koreę Południową, po Chile.
Agnieszka Kruszewska od 13 lat z ramienia Instytutu Biochemii i Biofizyki Polskiej Akademii Nauk odpowiada za zarządzanie Polską Stacją Antarktyczną im. Henryka Arctowskiego, od 10 lat zasiada w zarządzie Polskiego Konsorcjum Polarnego, jest też członkinią Komitetu Badań Polarnych PAN. W latach 2017-2021 pełniła rolę wiceprzewodniczącej COMNAP.
Grzegorz Jasiński: Jeżeli ktoś marzy o tym, żeby pojechać sobie na stację polarną, wszystko jedno, na północ albo na południe, chciałby spędzić noc polarną tam gdzieś w odosobnieniu, tylko z garstką współpracowników, to jak powinien budować swoją karierę? Kim powinien być? Kucharzem, lekarzem, złotą rączką, oceanografem, fizykiem atmosfery?
Agnieszka Kruszewska: Powiedziałabym tak: jeżeli marzy, żeby pojechać na południe, to pewnie nocy polarnej nie doświadczy. Jednak stacja polarna polska, stacja imienia Henryka Arctowskiego jest zlokalizowana w takim miejscu świata, że tam akurat nocy polarnej nie ma. Jest bardzo krótki dzień...
Zaledwie kilka godzin...
Tak, ale to nie jest jednak współmierne z nocą polarną. Jestem na tym punkcie wyczulona, ponieważ jestem w tej polarystyce od lat. W związku z tym nie mogę potencjalnych przyszłych pracowników okłamywać, że tam akurat doświadczą nocy polarnej.
Czyli musieliby na północ pojechać, polecieć..
Tak, ale mogę powiedzieć jedno - my szukamy multiinstrumentalistów. To znaczy oczywiście te kwalifikacje twarde są niezmiernie ważne. One konstytuują to, co jest ważne na danym stanowisku. Natomiast stacja polarna, zarówno północna, jak i południowa, dzisiaj rozmawiamy o tej południowej, to jest trochę miejsce, w którym się pracuje i mieszka. To jest trochę miejsce, w którym spędza się w izolacji bardzo długi czas. Chociaż z perspektywy Polski być może pół roku nie brzmi bardzo długo, ale proszę mi uwierzyć, że na stacji polarnej pół roku w izolacji to jest bardzo długo. W związku z tym my też szukamy osób, które nie tylko są multiinstrumentalistami, to znaczy nie tylko umieją to, co umieją w ramach swoich twardych kwalifikacji, bo na stacji polarnej wszyscy trochę współdziałamy ze sobą. Potrzebujemy umiejętności, które będą potrzebne też, żeby zabezpieczyć na przykład komuś wyjście w teren. Czyli nie tylko jestem kucharzem, nie tylko jestem elektrykiem, energetykiem, ale umiem coś więcej. To jest dla nas niezwykle ważne. A do tego wszystkiego ważne dla nas jest i to jest bardzo istotne, jak dana osoba sobie radzi w warunkach tak długotrwałego odosobnienia.
Czy trzeba się wykazać czymś wcześniej, czy wystarczą testy? Jeżeli ktoś się zgłosi i w czasie tych testów się sprawdzi, czy trzeba na przykład udowodnić, że się już gdzieś pływało, latało, skakało ze spadochronem? Jesteśmy chwilę po misji kosmicznej Sławosza Uznańskiego Wiśniewskiego. Dużo mówiło się o tym, co trzeba zrobić, żeby mieć szansę zostać astronautą. Czy szanse zostania polarnikiem też są tak uwarunkowane?
Zapewne nie mamy tak rygorystycznych wymagań, jak w przypadku stacji kosmicznej. I tutaj moje wielkie słowa uznania dla pana Sławosza Uznańskiego Wiśniewskiego. Pierwszy Polak, może nie pierwszy, ale Polak w Kosmosie. I to jest niebywała odpowiedzialność, piękna misja. Natomiast powiedziałabym może nie aż tak rygorystyczne, jak w przypadku kosmonauty, ale tak, rzeczywiście szukamy ludzi, którzy mają wiele uprawnień. Nie sprawdzamy ich detalicznie w toku selekcji, już takiej selekcji, powiedziałabym, w terenie. Kiedy bierzemy osoby, które zostały zakwalifikowane na wyprawę na szkolenia psychologiczne, szkolenia przeciwpożarowe, szkolenia dotyczące technik ratowania życia, szkolenia pracy na morzu. Ale oczywiście w trakcie tych szkoleń trochę nam, mówiąc kolokwialnie, wychodzi, co było tylko deklaratywne, a co jest rzeczywistą umiejętnością. Oczywiście osoby, które mają te nie tylko deklaratywne umiejętności, stanowią dla nas najcenniejszy zasób.
Proszę mi powiedzieć, jak kształtuje się skład takiego zespołu, który spędza, tę nie do końca noc polarną na Wyspie Króla Jerzego w bazie Arctowskiego. Kto to jest? Jakie funkcje tam musicie państwo odhaczyć i zapewnić, że pojadą?
Tych funkcji jest bardzo dużo, funkcji, które musimy zabezpieczyć w ramach załogi technicznej. Zacznijmy od takich bazowych funkcji, tych, które wydają się najbardziej zaspokajające podstawowe potrzeby człowieka, ale jednakowoż też stanowiące te, które stanowią różnicę, jeśli się ich nie zaspokaja. Czyli kucharz, na pewno energetyk, na pewno elektryk i powiedziałabym, że elektronik, informatyk, bo te funkcje mogą być oddzielne, ale mogą być też łączone. Na pewno mechanik, czyli osoba odpowiada za całe zaplecze sprzętu jezdnego. Oprócz tego obserwatorzy ekologiczni, oprócz tego lekarz lub ratownik medyczny, te funkcje nam się wymieniają w zależności od tego, jakich kandydatów udaje nam się, powiem kolokwialnie, złowić z rynku. Oczywiście lekarze są bardzo zapraszani, ale my prawdopodobnie też nie jesteśmy w stanie zapewnić poziomu finansowania, tudzież wyłączenie lekarza przez rok z bycia lekarzem w Polsce to też pewnie jakaś ujma w dorobku zawodowym. Zdarza nam się i to zupełnie często, że jeżeli nie ma lekarza, to zatrudniamy ratownika medycznego, by dbać o zdrowie naszej wyprawy.
Dobrze, to już jest dobrych kilka osób. A kto tam się zajmuje badaniami naukowymi?
Badania naukowe to jest trochę, proszę państwa, inna sytuacja wobec funkcjonowania na stacji polarnej. Stacja polarna potrzebuje mieć zapewnioną ekipę techniczną, która dba o jej funkcjonowanie, trwanie i bycie w ruchu. Naukowcy to jest taka, nie chcę powiedzieć, dodatkowa część naszej załogi...
Ale trochę tak to pani powiedziała...
My tam trwamy przez naukę, to znaczy nauka konstytuuje nasze prawo do trwania w Antarktyce. Ale żeby naukowiec mógł pojechać w teren, żeby naukowiec mógł robić swoje badania, stacja musi trwać. Czyli nie chciałabym nadać prymatu komukolwiek, ale powiedziałabym, że te składy są w jakiś sposób wobec siebie komplementarne. To znaczy, żeby tam była ekipa techniczna, potrzebna jest nam nauka. Żeby nauka mogła być realizowana, jest potrzebna ekipa techniczna.
Jak te ekipy się kształtują, nazwijmy to, liczebnie. Ile osób maksymalnie, minimalnie może pracować na tej stacji?
W okresie zimowym to jest zwykle około dziesięciu osób. W okresie letnim tej ekipy technicznej stricte to jest nawet dwadzieścia, dwadzieścia pięć osób. Ekipy naukowej mamy tyle, ile dostali naukowcy grantów, żeby realizować swoje badania w Antarktyce. I chciałabym tutaj podkreślić, że to nie są tylko naukowcy z Polski. To są naukowcy z całego globu, którzy mieli pomysł, żeby wygenerować tezę badawczą i próbować ją zrealizować na terenie Polskiej Stacji Antarktycznej. W związku z czym ta grupa naukowa jest absolutnie bardziej dynamiczna niż ta, którą zapewniamy do tego, żeby obsługiwała stację. Ale jeżeli dostajemy informację, że w danym sezonie będzie bardzo dużo projektów naukowych, my też musimy się do tego przygotować, ponieważ zwykle w Antarktyce projekty naukowe potrzebują zabezpieczenia terenowego, w związku z czym inaczej organizuje się logistykę, jeżeli jest świadomość, że będą realizowane dwa projekty naukowe i zupełnie inaczej realizuje się tę logistykę, jeżeli jest świadomość, że będzie realizowanych pięć czy dziesięć projektów naukowych. Chciałabym również dodać, że od 2018 roku Instytut Biochemii i Biofizyki otrzymał dotację z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego na kompleksową modernizację infrastruktury stacji. W związku z czym w ostatnich latach my nie tylko mówimy o takim regularnym składzie stacji. Mówimy również o tym, że skład stacji w związku z jej modernizacją jest mocno przeskalowany. Również mówimy o tym, że cargo wysłane na stację jest przeskalowane, czyli jeśli normalnie potrzebujemy pięćdziesiąt ton cargo, w tej chwili wysyłamy pięćset ton cargo. Jeżeli normalnie mówimy, że potrzebujemy dwadzieścia, max dwadzieścia pięć osób do obsługi stacji, w tym momencie do realizacji projektu, o którym wspomniałam, wysyłamy siedemdziesiąt jeden osób.
Kiedy ten projekt zostanie zakończony, bo jak rozumiem, budowa się odbywa w czasie dnia polarnego. Przynajmniej wtedy, kiedy przeważnie jest jasno. Kiedy planujecie państwo zakończenie tego etapu modernizacji?
Zupełnie słusznie pan zauważył, że rozmawiamy o tym, że możliwości modernizacji stacji są limitowane czasowo i to nawet nie dotyczy dnia polarnego. To bardziej dotyczy tego, że to jest lato, lato w Antarktyce. To lato w Antarktyce trwa nam od grudnia do końca marca i wtedy mamy to okno pogodowe, które pozwala nam na realizację tej inwestycji. Oczywiście lato antarktyczne bywa kapryśne. Jak widzimy za oknem nawet lato w Polsce bywa kapryśne, ale tamto lato antarktyczne bywa kapryśne o tyle, że może być tyle lodu w zatoce, lodu morskiego, że nie pozwala nam na rozładunek. Natomiast mamy nadzieję, że kolejny sezon Antarktyka i wszystkie siły wyższe, które nad Antarktyką czuwają, pozwolą nam sprawnie przeprowadzić rozładunek i jeżeli tak się stanie, to dołożymy wszelkich starań, aby nowa stacja była otwarta w lutym 2027 roku, czyli dokładnie w pięćdziesiątą rocznicę założenia stacji imienia Henryka Arctowskiego.
Pani zajmuje się logistyką, która w przypadku stacji jest wyjątkowo złożona i skomplikowana. Myślę, że faktycznie po logistyce kosmicznej to pewnie jest drugi taki trudny element, więc chwilę o tym porozmawiajmy. Jak dostarcza się tamte dziesiątki albo jak pani mówi setki ton zaopatrzenia? No i jak dostarcza się te dziesiątki osób, które, które muszą tam dotrzeć?
Rzeczywiście logistyka stacji antarktycznej jest wyjątkowo złożona. Przy regularnym cargo, czy też przy tym przeskalowanym, obecnie korzystamy z tego, że nawiązaliśmy współpracę z Antarktycznym Programem Ukraińskim, który posiada statek, który jest lodołamaczem i który znajduje się w Kapsztadzie. W związku z tym wysyłamy naszych ludzi oraz nasze cargo kontenerami do Kapsztadu, skąd mogą być transportowane do stacji. Natomiast cały ruch naukowy obsługujemy przez Punta Arenas. To jest tak zwane Gateway to Antarctica w Chile, skąd mamy możliwość nawiązania współpracy z programem chilijskim, tudzież wynajęcia prywatnych operatorów do tego, żeby przerzucić naszych ludzi, którzy zajmują się nauką. Natomiast od bardzo wielu lat korzystamy z tego Gateway. To też jest warte podkreślenia, że mamy pięć takich Gateway to Antarctica w ramach globu. To jest Punta Arenas, Kapsztad, to jest Hobart, to jest Christchurch, które obsługują ruch do Antarktyki, są takimi miejscami na południowej hemisferze, które pozwalają skontaktować się z tą Antarktydą. Czyli logistyka, ekipa techniczna, Kapsztad, naukowcy, głównie Punta Arenas.
Proszę mi powiedzieć, jak wpływa na tę logistykę, a może nie wpływa, coraz większe zainteresowanie czysto komercyjnie-turystyczne Antarktyką? Bo te wycieczki są coraz częściej organizowane, one są jeszcze bardzo drogie, ale jak rozumiem, są już firmy, które się w tym specjalizują. Czy państwo w jakikolwiek sposób właśnie z tymi firmami współpracujecie, czy raczej generalnie na tę turystykę patrzycie niechętnie, więc nie chcecie sygnalizować jakiejś takiej woli współpracy?
Powiedziałabym w ten sposób: od pandemii Covid-19 stacja jest zamknięta na ruch turystyczny. Jednocześnie rozmawiamy - ta dzisiejsza rozmowa jest w kontekście COMNAP w Polsce, czyli organizacji, która stowarzysza menadżerów narodowych programów antarktycznych, a obserwatorem do tej organizacji jest organizacja IATO, czyli Stowarzyszenie wszystkich przewoźników turystycznych działających w Antarktyce. W związku z tym nie mogę powiedzieć, że jesteśmy niechętni. Stawiamy na współpracę, ale jednocześnie mamy bardzo dużą świadomość faktu podstawowego, mianowicie ruch turystyczny, ale również ruch logistyczny, generuje bardzo duży ślad węglowy w Antarktyce. W związku z czym my jako nasz program, Polski Program Antarktyczny, próbujemy doprowadzić do tego, żeby ten ślad węglowy zmniejszać. Oczywiście turyści to setki ludzi dowożonych na ląd, którzy zapłacili bardzo duże pieniądze za to, żeby zobaczyć bardzo blisko tego przysłowiowego pingwina. My, jako że jesteśmy przeciwni tym działaniom, wierzymy w to, że ruch turystyczny w Antarktyce naprawdę należy ograniczać, ponieważ my jesteśmy tam tylko gośćmi. I to chciałabym, żeby wybrzmiało na naszej antenie. My jesteśmy gośćmi w Antarktyce. Antarktyka ma swoich mieszkańców i to nie są ludzie. Tymi ludźmi są pingwiny, ssaki morskie, ptaki i one, jeżeli ten ruch turystyczny bardzo się nasila, zmieniają swoje miejsca gniazdowania, wycofują się z terenów najbardziej popularnych turystycznie. W związku z tym próbujemy gdzieś na forum COMNAP znaleźć taki poziom współpracy, który pozwoli pogodzić interesy, ale my przede wszystkim, a szczególnie Polski Program Antarktyczny, dbamy o to, żeby Antarktyka pozostała nienaruszona w swoim kształcie dla przyszłych pokoleń.
To jest oczywiście argument, który do wielu przemówi. No ale dla tych, którzy chcą zaliczyć ten kontynent i mają odpowiednie środki, no to pewnie będą się starali to zrobić. Ale jeśli ktoś chce zobaczyć te klimaty, już noc polarną, to widzi pani jakiś sposób, żeby zainteresować bardziej Arktyką, a jednak mimo wszystko chronić Antarktykę? Czy w ogóle tego typu dyskusje są prowadzone? Do Arktyki większość ludzi ma zdecydowanie bliżej.
Z pewnością z północnej półkuli naszego globu ma do Arktyki bliżej. Natomiast ja jestem absolutnie zwolenniczką podejścia: chrońmy regiony polarne. Rozumiem ciekawość ludzi. To jest coś, co napędza tak naprawdę gatunek ludzki. Ta ciekawość doprowadziła do tego, że mamy kolejne odkrycia, że funkcjonujemy tak, jak dzisiaj funkcjonujemy. Jesteśmy bardzo ciekawym gatunkiem, ciekawym świata, szukającym odpowiedzi, ale jednakowoż wydaje mi się, że jeżeli gatunek ludzki funkcjonuje na takim poziomie rozwoju intelektualnego, to bardzo wskazane byłoby, żeby on również percepował, że są takie regiony świata, w których ciekawość, absolutnie zrozumiała, niech będzie zaspokajana przez naukowców, natomiast niech nie będzie zaspokajana przez to, że muszę tam pojechać, zrobić zdjęcie aparatem fotograficznym, dronem. Zostawmy te regiony świata trochę samym sobie. One są badane przez naukowców, one są doskonałą soczewką pokazującą zmiany klimatyczne w zakresie globu, ale to nie oznacza, że w ramach turystyki musimy się tam znaleźć, bo ta turystyka zostawia na nich bardzo silny wkład, na przykład w postaci śladu węglowego, na przykład w postaci tego, że jeżeli sto osób wysadzimy z pontonu na brzegu stacji antarktycznej i te sto osób nagle będzie miało ogromną potrzebę zobaczyć tego pingwina tak naprawdę obok siebie, to jesteśmy ogromnym stresorem dla tego ekosystemu. Myślę i liczę, że nasza ludzka populacja jest w stanie w jakiś sposób ewoluować w zakresie świadomości tego, co jest ważne do obserwowania i w zakresie również tego, że akurat turystyka to nie jest najlepszy pomysł.
Wspomniała pani o tym, że rejony arktyczne i antarktyczne to jest taka soczewka, w której koncentrują się w tej chwili badania klimatyczne. Ale czy to nie jest trochę tak, że ten temat ocieplenia klimatu całkowicie zdominował naukowy przekaz dotyczący Arktyki i Antarktyki? Że właściwie, jeśli się mówi o czymkolwiek, to się mówi o tym, jaki jest wpływ zmian klimatycznych na te regiony? I jakby w żaden sposób nie odnosząc się do znaczenia tego problemu, chciałbym zapytać, czy nie ma pani wrażenia, że te inne badania się już w ogóle nie przebijają? Tak jakby naukowcy już się niczym innym tam nie zajmowali.
I tutaj trochę pozwolę sobie na pewno na pewne odwrócenie tezy, którą pan w tym pytaniu postawił. Mianowicie to nie my uważamy i naukowcy również nie uważają, że w tych regionach należy badać głównie zmiany klimatu. To badania, których wyniki w tych regionach świata pokazują nam, jak bardzo drastyczną zmianę klimatu obserwujemy. To znaczy, że te rejony polarne to jest taka soczewka, w której te zmiany bardzo przyspieszają, są bardzo dobrze obserwowalne. I powiem tak, nie możemy mówić o tym, że badamy tylko zmiany klimatu. My badamy cały szereg elementów ekosystemu polarnego, który daje nam bardzo wiele odpowiedzi, również tych w zakresie zmiany klimatu. W związku z czym, jeżeli badamy konkretny ekosystem polarny, to musimy mieć na uwadze, że odpowiedzi, które do nas przyjdą - i to nie są odpowiedzi z taką tezą, są zmiany klimatu, zobaczmy, jak to wygląda w rejonach polarnych, nie - my badamy ekosystemy polarne i z nich efektem jest teza, mamy bardzo wzmożoną, na wielu poziomach w tych ekosystemach, reakcje na to, co się dzieje w ramach zmiany klimatu. I to jest właśnie coś, co jest przewagą regionów polarnych. To znaczy, one badając różne zależności w tamtym regionie, dają nam odpowiedź i ta odpowiedź jest taka, że mamy zmianę klimatu.
Proszę mi powiedzieć jeszcze, jakie pani ma wrażenie, bo z naszej rozmowy już wynika dość jednoznacznie, że turystów pani zniechęca, że poszukujecie państwo bardzo dobrze wykształconych i niezwykle obytych i mających cechy złotej rączki, nielicznych ludzi, którzy tam pojadą na dłużej. No, ale jednak utrzymanie tych stacji to też jest przedsięwzięcie poważne. Czy w związku z tym ktoś podczas takich spotkań jak choćby to w Warszawie, będzie się zastanawiał nad tym, żeby większą wagę zacząć przywiązywać do automatycznych badań, do badań z udziałem czujników, do badań także z orbity, badań kosmicznych. Że może czas takich tradycyjnych stacji arktycznych, antarktycznych powoli mija. Czy to jest teza, która w tym środowisku absolutnie w ogóle nie ma prawa się pojawić?
Absolutnie nie powiedziałabym, że nie ma prawa się pojawić. To wszystko zależy od tego, co chcemy badać. Powiedziałabym w ten sposób: w Warszawie od 5 do 8 sierpnia spotkają się ludzie, którzy odpowiadają za logistykę badań polarnych, czyli odpowiadają za to, jak funkcjonują stacje, jak wszystkie elementy od przysłowiowego jajka do skomplikowanej aparatury badawczej, mogą zaistnieć na poszczególnych stacjach polarnych i spełnić swoją rolę. Oczywiście my w ramach tego spotkania zastanawiamy się, gdzie możemy wprowadzić pewną automatykę działań, gdzie możemy na przykład wprowadzić, popularnie nazywając drony, żeby nie wpływać w jakiś sposób, ludzki, czyli antropopresyjny na zachowania zwierząt, które się tam znajdują, czy też prowadząc proces modernizacji stacji, żeby nie wystraszyć tych wszystkich zwierząt, żeby od nas uciekły? Jak możemy to wszystko monitorować? Jak możemy wprowadzić tutaj pewną zdalność procesu? Oczywiście tam, gdzie możemy, gdzie identyfikujemy, że obecność człowieka, tudzież ciężkich maszyn, tudzież takiego klasycznego podejścia do eksploracji możemy wyeliminować, o tym jak najbardziej dyskutujemy. Natomiast są takie obszary, gdzie jednakowoż ciągle człowieka nie zastąpi nikt. To znaczy, jeżeli mamy przyjąć naukowców na stacji, jeżeli mamy im zapewnić wsparcie terenowe, jeżeli mamy dowieźć, symbolicznie mówiąc, tego naukowca w rejon, który dotąd nie był eksplorowany, a tam jest coś warte zbadania, to jeszcze nie jesteśmy na takim etapie rozwoju cywilizacyjnego, żeby zrobić to zdalnie.
Spotyka pani z oczywistych względów wielu ludzi, którzy tam zamierzają, chcą jechać, którzy tam jadą, którzy wracają. Czy wśród tych osób dominuje po powrocie tęsknota za tamtym miejscem? Czy może więcej z nich mówi, już nigdy więcej bym tam nie wracał, nie wracała?
Muszę tutaj powiedzieć, że nie mam żadnych badań statystycznych, w związku z czym trudno mi się odnieść do więcej lub mniej w naszej rozmowie. Natomiast chciałabym podkreślić, że są takie osoby, w tym jestem nią ja, które zapadają na coś, co my nazywamy chorobą polarną. To znaczy, ja pojechałam na stację, wylądowałam w nocy, było morze, ciemna noc. Wylądowałam w terenie, który przypominał trochę błoto. Zostałam doprowadzona do jakiegoś budynku i w nocy rzeczywiście to wyglądało... bardzo daleko od Polski. Obudziłam się o poranku i o poranku przywitały mnie turkusowe lodowce, pingwin, który wyszedł mi na spotkanie i zupełnie nie miał podejścia, że on ma mi ustąpić drogi, to ja byłam gościem u niego. W związku z czym spojrzał na mnie dość stanowczym spojrzeniem i powiedział: "Zejdź mi z tej drogi". Do tego wszystkiego zobaczyłam kolonię ssaków morskich jak słonie morskie, które mają swój harem niedaleko stacji. I nagle zrozumiałam, że ja jestem w tym miejscu świata okruszkiem, okruszkiem, który się zupełnie nie liczy, bo to miejsce świata ma swoją - nie powiem, politykę - to jest miejsce świata, w którym te wszystkie organizmy sobie funkcjonują i naszą rolą, rolą człowieka, jako jednego z gatunków jest to, żeby zadbać o to, żeby sobie mogły tam funkcjonować w sposób zupełnie nieskrępowany. Byłam na pontonie, niedaleko ode mnie z morza wyskakiwały wieloryby, matka wielorybia, która cieszyła się grupką swoich dzieci. I chciałabym, aby przekaz, który mamy do naszych słuchaczy, był taki: zadbajmy o to, że są regiony świata, w których ta dzika przyroda wiedzie prym i naprawdę nie ma potrzeby, żebyśmy my jako ludzie próbowali tam swój prym ustanowić.
Pamięć o tym, jak ciężkie było to zdobywanie Arktyki i Antarktyki, trwa chociażby w patronach stacji, których tam różne kraje mają. No bo to była wyjątkowa sprawa, ze szkoły pamiętamy, historię zdobycia Mount Everestu i właśnie zdobywanie biegunów. Czy ta pamięć i świadomość tego, jak trudno było tam dotrzeć po raz pierwszy, jest jeszcze istotna dla tych, którzy tam teraz, no też niełatwo, ale jednak docierają w taki prostszy, już bardziej zorganizowany i logistycznie dopięty sposób?
Powiem tak, portret Henryka Arctowskiego wisi nadal w mesie stacji. Staramy się przekazać to, czym była misja Belgiki, czyli międzynarodowej wyprawy pod flagą belgijską, gdzie Henryk Arctowski był dowódcą naukowym. Ile ta wyprawa przeżyła, ile musiała dokonać zmagań, aby dotrzeć do Antarktyki? To wszystko staramy się przekazać uczestnikom wyprawy, aby mieli gdzieś poczucie, że niosą w sobie ciężar tego dorobku. Ale świat się nieustannie zmienia i też należy mieć na uwadze to, że przepływ informacji, przepływ ludzi, dostępność do pewnych regionów świata się diametralnie zmienia. W związku z czym myślę, że jeżeli rozmawiamy o wyprawach z 1977 roku, to zapewne to poczucie niesienia historii dorobku było znacząco mocniejsze, niż gdy rozmawiamy w 2025 roku, kiedy wysyłamy tam ludzi, oni są absolutnie fantastyczni, są multiinstrumentalistami, niosą bardzo wiele kompetencji, sprawiają, że stacja działa. Ale trochę musimy zmierzyć się z tym, że historia, pewne dziedzictwo dla nich już nie są tak istotne, jak były choćby te prawie pięćdziesiąt lat temu.
Zaczęliśmy od rozmowy o tym, co trzeba sobą reprezentować i jak próbować zbudować swoje życie, edukację, karierę, żeby mieć szansę na taką misję, ale nie mogę nie zapytać pani o jedną ważną rzecz w tym kontekście. Czy na stacji obowiązują parytety?
Powiedziałabym, że obowiązują, ale w sposób niewymuszony. To znaczy absolutnie historia wypraw pokazała nam to, że najlepiej sprawdzają się jednak wyprawy mieszane. Nigdy nie mieliśmy do czynienia z wyprawą w zupełności złożoną z kobiet, ale mieliśmy do czynienia z wyprawą złożoną w stu procentach z mężczyzn. I powiedziałabym, że jednak wprowadzenie pewnego rodzaju parytetu, wprowadzenie tego, że kobiety są na stacji i też podejście do tego, że w rekrutacji my nie oceniamy kandydata versus płeć, tylko versus posiadane kwalifikacje, versus to, jak bardzo możesz być wielofunkcyjny, versus to, jak nam opowiadasz o tym, jak sobie poradzisz z tą izolacją sprawia, że już chyba od bardzo wielu lat, tak mogę przyznać, na pewno dziesięciu, kobiety są naturalnym elementem, jeżeli tak to mogę określić, czyli elementem, zasobem ludzkim, członkiniami wyprawy, bo nie chciałabym absolutnie kobiet sprowadzić do poziomu elementu. Jednakowoż te grupy muszą być mieszane i tak naprawdę to się nam sprawdza, sprawdza najlepiej.


