Gra, śpiewa, reżyseruje, uczy studentów. Aktor Krzysztofa Kieślowskiego, Jerzego Grzegorzewskiego, aktor Teatru Narodowego. Ostatnio gra na drugim planie, ale i w "Pokłosiu" i "Jacku Strongu" stworzył bardzo wyraziste postacie. Do kin trafia właśnie familijny film "Gabriel" w reżyserii Mikołaja Haremskiego. Zbigniew Zamachowski zagrał w nim ojca głównego bohatera.

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: Gra pan w tym filmie ojca, który porzuca swojego syna, zakłada drugą rodzinę. Czy to jest dla pana emocjonalnie trudna rola?

Zbigniew Zamachowski: Żeby zagrać jakąkolwiek rolę trzeba ją rozłożyć trochę na czynniki pierwsze. A emocje najmniej powinny w tym brać udział. Kiedy np. robiliśmy całkiem niedawno niemiecki film "Lauf, Junge, lauf" ("Biegnij, chłopcze, biegnij") też grałem ojca, też głównego, młodocianego bohatera. Grałem z chłopcem, który odtwarzał postać pana, który do dziś dzięki Bogu żyje, mało tego przyjechał do nas na plan i realizowaliśmy to razem. I rzeczywiście wszyscy staraliśmy się otrząsnąć z tych emocji, bo wiedzieliśmy, że robimy historię, która kogoś dotyczy w sposób bezpośredni, którą sam przeżył. I tych emocji trzeba się pozbywać. Tak samo, grając taką postać jak ta, ja raczej myślę o tym jak się od strony zawodowej, profesjonalnej do tego zabrać, a emocje raczej odrzucam. Jak to zrobić, żeby to widz raczej wzbudził w sobie różne emocje, czy to negatywne, czy pozytywne. A ja jestem tylko nośnikiem tych emocji.

Mówi się, że najgorsze, co może przydarzyć się aktorowi na planie to praca ze zwierzętami i z dziećmi. Tutaj zwierząt nie było, ale dzieci było bardzo dużo. I jak się z nimi pracowało?

Ja już, nieskromnie powiem, mam dosyć duże doświadczenie w graniu z dziećmi. Więc to nie było dla mnie jakieś wyjątkowe doświadczenie. Myślę, że jednej rzeczy na pewno się nauczyłem, że trzeba się wyzerować zawodowo i że pewne sposoby i kody, którymi się posługujemy grając z aktorami zawodowymi, tu nie obowiązują. Nie sprawdzają się. My jesteśmy raczej, my zawodowi dorośli, aktorzy, obnażani przez takie dzieciaki, bo one są w naturalny sposób wyposażone w talent i ich umiejętności są naturalne. Więc trzeba też szukać w sobie tej naturalności. To jest ładne, bo trzeba się właśnie wydostać z tej skorupy i z pewnej rutyny, którą siłą rzeczy nabywamy grając przez tyle lat. Tego wszystkiego się pozbyć. I dzieciaki nas do tego zmuszają. Tak samo było tutaj. Fantastycznie grało się z naszym głównym bohaterem.

Ostatnio dużo pojawiał się pan w filmie, choćby "Pokłosie", "Jack Strong", "Biegnij, chłopcze, biegnij", o którym już pan wspomniał, czy w "Wałęsie". Ktoś, z kim ostatnio rozmawiałam, powiedział o panu "Zbyszek - drugi plan, ale jak zwykle świetny, charakterystyczny". To jest chyba duży komplement?


No bardzo dziękuję, tak, zawsze to jest komplement. Ja na szczęście nigdy nie miałem fobii pierwszego, drugiego planu, czy epizodów. Dobieram te propozycje trochę na nosa, trochę kieruję się sympatiami towarzyskimi. Nie ukrywam, że jeśli zostanę poproszony przez mojego kumpla, przyjaciela o zagranie 4 sekund w filmie i uznam, że to będzie dobry żart albo warto to zrobić, to to zrobię. Granie drugiego planu ma swoje zalety, też wymaga bardzo dużo. To są różne rzeczy, tak się składa, że tego drugiego planu ostatnio mam dosyć dużo, ale na pierwszym też się pojawiłem się ostatnio. W filmie, który ma tytuł: "Kochanie, chyba cię zabiłem".

Gra pan w filmach, można pana zobaczyć w Teatrze Narodowym, którego jest pan aktorem, ostatnio w spektaklu Piotra Cieplaka "Milczenie o Hiobie". Będzie można pana zobaczyć niebawem też w filmie "Bogowie" - Łukasz Palkowski nakręcił film o profesorze Relidze. Bardzo mi zależy, żeby o tym słuchaczom opowiedzieć, ponieważ kiedy wpisze się pana nazwisko w wyszukiwarkę internetową, pojawiają się tam głównie informację z życia prywatnego. Co to się porobiło?

No to trzeba by było bardzo głęboką analizę, może niekoniecznie długą, wykonać. Tego jak nam się świat zmienił. Tak nam się zmienił, że jak pani wklikuje moje, czy jakieś inne nazwisko, to najpierw mamy to, co mamy. To naprawdę ode mnie nie zależy. Ja tyleż jestem aktorem zawodowym, co mam swoje życie prywatne, którym kieruję w taki, a nie inny sposób. Podejmuje takie, a nie inne decyzje i prawdę powiedziawszy to, co się pojawia na tych stronach, mało mnie ciekawi, mało mnie interesuje i ten punkt widzenia w ogóle polecam szerokiej publiczności, bo łatwiej jest wtedy żyć. Taki mamy świat, ale myślę, że wystarczy minimum trudu sobie zadać i przeklikać "tę strzałeczkę" w jakiejś inne miejsce i pokażą się strony, które bardziej powinny nas interesować.

Myślę, że można wpisać też tak: "Zbigniew Zamachowski - Anthony Hopkins". Bo wie pan, co w tedy wyskakuje? Bardzo pozytywna opinia na temat roli w "Białym" Kieślowskiego.


Bardzo się cieszę, ja tą drogą do tego nie dotarłem. To jest zdarzenie sprzed paru lat, ale jedna z moich większych radości i nagród tak naprawdę. Mistrz Anthony Hopkins wyraził się o mnie, udzielając jakiegoś wywiadu w sposób bardzo taki pozytywny i z niezwykłą atencją. I pamiętam, że tego dnia było mi naprawdę bardzo, bardzo miło i ta myśl towarzyszy mi do tej pory. Fajne to jest. Fajnie być docenionym przez naprawdę wielkiego mistrza, który ogląda filmy nie tylko amerykańskie czy brytyjskiej, ale też potrafi się też pochylić nad na przykład Krzysztofem Kieślowskim, bo właśnie o "Białym" była mowa.

Aktor Krzysztofa Kieślowskiego, aktor Jerzego Grzegorzewskiego, aktor Teatru Narodowego był moim gościem. Dziękuję za rozmowę.

Bardzo dziękuję.