Władze greckiej wyspy Milos rozpoczęły kampanię na rzecz powrotu w rodzinne strony słynnej rzeźby znanej jako Wenus z Milo, która jest jedną z głównych atrakcji paryskiego Luwru - podał dziennik "Le Figaro". Władze Francji są sceptyczne.

Burmistrz wyspy Gerasimos Damulakis powiedział, że "to początek walki o odzyskanie naszego rodowego dziedzictwa, które należy również do naszych dzieci". A miejscowy poseł do parlamentu Zampeta Turlu dodał, że "rzeźba przedstawiająca Afrodytę to imigrantka i nadszedł czas, by powróciła do Grecji".

Nawet prezydent Grecji Prokopios Pawlopulos przybył na Milos, "by wezwać wszystkich Greków do wysyłania wiadomości w celu poparcia powrotu Wenus z Milo na rodzinną wyspę, co powinno koniecznie nastąpić".

Zdaniem prezydenta, właściwym miejscem dla słynnej rzeźby jest nie Luwr, ale lokalne muzeum archeologiczne, gdzie obecnie jest wystawiana tylko kopia. Prezydent wyznaczył nawet datę powrotu rzeźby na rok 2020, czyli 200 lat od jej odnalezienia.

Piękną, choć pozbawioną rąk rzeźbę przedstawiającą częściowo nagą boginię miłości Afrodytę (w mitologii rzymskiej odpowiada jej Wenus) znalazł w 1820 roku na Milos pewien rolnik. Rzeźba powstała ok. roku 130-100 przed naszą erą. We Francji znalazła się już we wrześniu 1820 roku za sprawą francuskiego wojskowego, który był obecny przy odkryciu. Została ofiarowana królowi Ludwikowi XVIII, który z kolei przekazał ją do Luwru.

Pracujący dla francuskiego MSZ adwokat Yves-Bernard Debie, który specjalizuje się w prawnych aspektach handlu sztuką, sceptycznie odniósł się do inicjatywy Greków. Kiedy tylko dzieła sztuki znajdą się w kolekcjach muzealnych, co czasem ma miejsce od stulecia, stają się niezbywalne - powiedział.

"Le Figaro" konkluduje, że wobec takiego stanowiska Francji Wenus z Milo nieprędko opuści Luwr.


(łł)