W amerykańskich kinach wprawdzie króluje kolejny odcinek Harry’ego Pottera, ale na drugim miejscu - już drugi weekend - utrzymuje się „Walk the Line”, biograficzny film o Johnnym Cashu – muzyku country.

Johnny Cash to dla Amerykanów człowiek-legenda, dla wielu jest zresztą ważniejszy nawet niż Elvis Presley. Był pionierem przede wszystkim country, ale też rock and rolla. Historycy współczesnej muzyki zgadzają się, że bez Casha i jego ballad, nie byłoby rocka, jakiego znamy.

Przez długi czas Cash był największą gwiazdą muzyczną świata - i sprzedawał więcej płyt niż Beatlesi. Słynny koncert w więzieniu w Folsom - uznawany jest za jedną z najważniejszych płyt wszech czasów.

Ale – jak przyznaje korespondent RMF, który film już widział - do kin widzów przyciąga nie tylko sama legenda Casha. Film o muzyku jest naprawdę dobry – przyznaje Jan Mikruta. Joaquin Phoenix w roli gwiazdora jest po prostu świetny. Podobnie Reese Whiterspoon - w tym filmie na szczęście nie mająca nic wspólnego z Legalną Blondynką. Oboje zasługują zresztą na brawa nie tylko za grę - oboje śpiewają w filmie. Podobno Phoenix dostał już propozycję nagrania płyty...

Dodajmy, że Johny Cash pozostał czynny muzycznie do czasu swej śmierci w 2003.