Reżyser Roman Polański powiedział w szwajcarskiej telewizji TSR, że po pobycie w areszcie przyzwyczaił się do ograniczenia swobody poruszania się. W długim wywiadzie, który zostanie wyemitowany w niedzielę, filmowiec opowiada też o swoim dzieciństwie w Polsce.

Jak wyjaśnia sobotni dziennik "Le Monde", Polański udzielił w tym tygodniu pierwszej od czasu aresztowania go w Zurychu we wrześniu 2009 roku obszernej wypowiedzi dla mediów.

Gazeta zamieszcza długi fragment wideo rozmowy przeprowadzonej w ostatni poniedziałek w szwajcarskim kurorcie Gstaad. Dzień później reżyser odebrał - z dwuletnim opóźnieniem - nagrodę festiwalu filmowego w Zurychu za całokształt twórczości.

Odnosząc się do oskarżenia go w USA w latach 70. o seks z 13-letnią wówczas Samanthą Geimer, reżyser przyznał, że długo "żałował" swojego zachowania w tamtym czasie. (Ale) nie trzeba zapominać, że byłem już w więzieniu. Odbyłem swoją karę - dodał twórca "Pianisty".

"Nie mam poczucia ograniczenia wolności"

Polański zaznaczył przy tym, że nie ma teraz poczucia ograniczenia wolności, choć nadal w USA i wielu innych krajów ciąży na nim groźba ponownego zatrzymania na mocy międzynarodowego nakazu aresztowania.

Przywykłem do tego podczas mojego rocznego "urlopu" (pozbawienia wolności w Szwajcarii) - odparł z uśmiechem reżyser. "Najbardziej liczy się dla mnie to, aby być blisko mojej rodziny i nie zostać od niej odciętym, tak jak to się stało podczas tamtego roku. To, co jest teraz dobre, to że moje życie jest całkowicie normalne" - wyjaśnił.

"Inni więźniowie obierali cebule, ja pracowałem nad filmem"

W wywiadzie dla TSR Polański wspomniał też o tym, jak w tracie pobytu w areszcie w Zurychu kończył pracę nad filmem "Autor widmo" (Ghostwriter).

Miałem komputer, ale nie miałem prawa do internetu. Wysyłano mi płyty DVD. Robiłem notatki i dawałem je adwokatowi, a adwokat dawał je policji, a ta z powrotem oddawała je adwokatowi. Potem wysyłano te notatki mojemu montażyście. To był ogromnie powolny proces - opowiadał Polański. Dodaje, że musiał wtedy pracować w "sali, gdzie normalnie inni więźniowie obierali cebule, żeby zarobić parę groszy".

Reżyser zauważył też, że jego najnowszy film "Carnage" powstał także częściowo w "więziennych" okolicznościach, gdy on sam przebywał w areszcie domowym w swojej willi w Gstaad.

To są bardzo dobre warunki do pracy! Co do mnie, zmuszałbym niektórych scenarzystów, aby dali się aresztować i w ten sposób zabierali się od razu do pracy - zażartował Polański.

"Jestem przyzwyczajony do śmierci"

W rozmowie ze szwajcarskim dziennikarzem Polański przywołał także liczne bolesne epizody ze swojego życia, jak dzieciństwo spędzone w getcie czy tragiczna śmierć jego pierwszej żony Sharon Tate. Jestem przyzwyczajony do śmierci - powiedział.

Polański wspominał, że czasy holokaustu przeżył ukryty na wsi przez polską rodzinę. To była naprawdę średniowieczna wieś... Do jedzenia była tylko kasza. Rodzina, u której byłem, miała trójkę dzieci. Gospodyni była niezwykle dobra, bardzo religijna, i z pewnością te dwie rzeczy miały ze sobą związek. Bardzo mnie lubiła - zauważył reżyser.

Dodał, że nie bał się tak bardzo odkrycia i aresztowania przez Niemców, gdyż "miał ogromnie polski wygląd". Miałem jasne włosy. Można to jeszcze dostrzec dziś, nawet jeśli włosy są już siwe - powiedział.

"Komedia wymieszana z tragedią"

Autor "Dziecka Rosemary" zauważył też, że w jego życiu, jak w wielu innych, "humor mieszał się często z elementami tragicznymi". W tym kontekście opowiedział, jak przed wielu laty brał udział w pogrzebie swojego ojca w Polsce. Według Polańskiego, czterej mężczyźni niosący trumnę byli kompletnie pijani i nie mogli jej unieść.

Byłem wściekły. Nie wiedziałem, co robić. Byli tam moi przyjaciele: (Andrzej) Wajda, (Janusz) Morgenstern. Powiedzieli mi: weźmiemy trumnę. Była piekielnie ciężka. Ja i Morgenstern byliśmy najniżsi. Czułem, jak ciało mojego ojca ześlizguje się w naszą stronę i że niesiemy cały ciężar. To było coś komicznego i dramatycznego zarazem - wspominał reżyser.

Na końcu wywiadu Polański podkreślił, że zawsze zależało mu na tym, aby być twórcą popularnym, akceptowanym za życia przez szeroką publiczność. Taki wielki malarz, jak Van Gogh, który jest moim absolutnie ulubionym artystą, dał swoje życie nam, a nie sobie samemu. Ja nie mam takiej ambicji, chciałbym dzielić moje spojrzenie na świat z innymi - powiedział Polański.