90 lat temu w Poznaniu urodził Krzysztof Komeda, (właściwie Krzysztof Trzciński). Był jednym z najbardziej znanych polskich kompozytorów i pianistów jazzowych. Stworzył muzykę do takich filmów jak m.in. "Nóż w wodzie", "Niewinni czarodzieje" i "Dziecko Rosemary". Jego kompozycją jest również ballada "Nim wstanie dzień" z tekstem Agnieszki Osieckiej, która otwiera film "Prawo i pięść". Komeda zmarł 23 kwietnia 1969 r.

Krzysztof Komeda urodził się w Poznaniu, ale w młodości kilka razy przeprowadzał się wraz z rodziną - m.in. do Częstochowy i Ostrowa Wielkopolskiego. 

To tu rozpoczęła się najważniejsza droga artystyczna Komedy i jego kariera polska, europejska i światowa - oceniła prezydent Ostrowa Wielkopolskiego Beata Klimek. W tym mieście w poniedziałek wieczorem uruchomiono specjalną iluminację muralu poświęconego artyście. 

Krzysztof Komeda był z wykształcenia lekarzem laryngologiem, szybko jednak porzucił medycynę, by w pełni poświęcić się muzyce. 

Komeda był prekursorem jazzu nowoczesnego w Polsce. W jego sekstecie grali Jerzy Milian, Stanisław Pludra, Józef Stolarz, Jan Wróblewski i Jan Zylber. Grał też w trio, kwartecie i kwintecie z muzykami takimi, jak Jan Byrczek, Roman Dyląg, Adam Skorupka, Tadeusz Federowski, Adam Jędrzejowski, Andrzej "Fats" Zieliński, Rune Carlsson, Czesław Bartkowski, Tomasz Stańko, Maciej Suzin, Janusz Kozłowski i Michał Urbaniak.

Stworzył muzykę do ponad 65 filmów

Komeda w ciągu jedenastu lat stworzył muzykę do ponad 65 filmów polskich i zagranicznych - to m.in. "Niewinni czarodzieje" Andrzeja Wajdy, "Do widzenia, do jutra" Janusza Morgensterna, "Nóż w wodzie", "Matnia" i "Nieustraszeni pogromcy wampirów" Romana Polańskiego, "The Riot" Buzza Kullika. 

Najsłynniejszym utworem Komedy jest oczywiście kołysanka "Rosemary’s Baby" - zaznaczył w rozmowie z PAP Paweł Brodowski, redaktor naczelny "Jazz Forum". Jak dodał, uznawana jest ona obok muzyki Andrzeja Kurylewicza z "Polskich dróg" i "Jej portretu" Włodzimierza Nahornego za najpiękniejszą polską melodię. 

Inni wielki przebój filmowy Komedy to utwór "Nim wstanie dzień" - z filmu "Prawo i pięść". Znana jest anegdota, że kiedy Komeda w podróży z Gdańska do Warszawy z Agnieszką Osiecką zastanawiał się nad przyszłym utworem, w pewnym momencie miał powiedzieć: "Agnieszko, ty napisz tekst pod Okudżawę, ja zrobię muzykę pod western, i to będzie to, o co im chodzi". Zaśpiewał Edmund Fetting pięknym barytonem. Po odsłuchaniu nagranej w studiu piosenki Fetting mruknął "K..., właśnie przeszedłem do historii - wspominał Brodowski.

Za najwyższej wartości artystycznej utwory jazzowe Komedy uznawane są rozbudowane kompozycje: "Astigmatic", "Kattorna" i "Svantetic", które trafiły na płytę "Astigmatic". Wszystkie trzy kompozycje są wybitne - podkreślił szef "Jazz Forum".

Wypadek przerwał rozwijającą się karierę

W styczniu 1968 Krzysztof Komeda wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Chciał pozostać w USA, kupił nawet dom w Los Angeles. Po "Dziecku Rosemary" Romana Polańskiego zaczął pracę nad filmem "The Riot".

Kiedy kariera Komedy nabierała rozpędu, 12 października 1968 r. miał miejsce tragiczny wypadek. Jest kilka wersji. Pierwsza opowiadana była m.in. przez Zofię Komedową i jej syna Tomasza Lacha. Według tej wersji, po jednej z imprez Komeda i Marek Hłasko zostali w nocy sami w domu Komedy. Pijani postanowili pójść na spacer, podczas którego Komeda spadł ze stromej skarpy na asfalt. Hłasko zszedł po niego i kiedy próbował wspiąć się po skarpie, niosąc nieprzytomnego Komedę, ten ześlizgnął się z jego pleców. Następnie Hłasko odpadł od zbocza i upadł na Komedę. Hłasce udało się zatrzymać przejeżdżający samochód i poprosił siedzącego w nim człowieka o wezwanie karetki.

Drugą wersję opowiedział autorce książki "Komeda. Osobiste życie jazzu" Magdalenie Grzebałkowskiej Andrzej Krakowski, który był świadkiem zdarzenia. Krakowski wspominał, że był wtedy w domu Komedy razem z Jerzym Abratowskim, Markiem Hłaską, Elaną Eden, swoją siostrą Elżbieta i Markiem Nizińskim. Między Hłaską a Abratowskim wywiązała się kłótnia, którą zaognił właśnie przybyły Wojciech Frykowski, nazywając Hłaskę pasożytem. 

Skoczyli sobie do oczu. Dziewczyny rzuciły się ich rozdzielać - wspominał Krakowski. Komeda wyruszył na spacer ścieżką wyłożoną rudo-czarnym łupkiem. Wiodła między basenem a skarpą, której krawędzi nie odgradzały żaden płot ani mur. Marek pobiegł truchtem za Krzysiem, wołał: "Powiedz, że nie jestem pasożytem!" - relacjonował. Widzieliśmy, jak próbował zarzucić mu ramię na szyję, w przyjacielskim geście. Jakby półnelsona. A Krzyś, który szedł od strony skarpy, zrobił unik jak na ringu bokserskim. I nagle zniknął. (...) Następnie Hłasko zarzucił sobie Komedę na ramię i zaczął wspinać się z powrotem po skarpie zamiast pójść ścieżką. Niestety ześlizgnął się i spadł na głowę Komedy, który w wyniku ponownego wstrząsu na pół minuty stracił przytomność - opowiadał Krakowski. 

Komeda trafił do szpitala, z którego wyszedł po kilku dniach. Po chwilowej poprawie, bóle głowy powracały, a artysta tracił czasem przytomność. Ostatecznie okazało się, że trzeba operacyjnie usunąć skrzep w mózgu. Po operacji nie poznawał już nikogo. Żona przywiozła go nieprzytomnego do Polski, gdzie zmarł 23 kwietnia 1969 roku. 

Kompozycje Komedy są do tej pory interpretowane przez wielu artystów. W ostatnich latach takie płyty nagrali m.in.: Leszek Możdżer, Sławek Jaskułke z zespołem i Wojtek Mazolewski Quintet.