"W tej chwili mam dużo więcej dystansu niż kiedyś. Pozwalam sobie na popełnianie błędów, chwile słabości i na to, że akurat konkretnego dnia byłem niedysponowany, ponieważ nasze 100 proc. jest codziennie inne" – mówi Jarosław Boberek, polski aktor filmowy, dubbingowy i teatralny. W rozmowie z Kubą Śliwińskim w podcaście Radia RMF24 "Co u nich słychać?" opowiada o tym, dlaczego wybrał aktorstwo zamiast architektury i jaką rolę w jego życiu odegrał dziadek. Wspomina także o nabraniu dystansu do samego siebie w branży aktorskiej oraz o tym, czy jego dzieci pójdą w ślady ojca.
Jarosław Boberek wspomina, że zanim w jego życiu pojawiło się aktorstwo, swoją uwagę skupiał na architekturze. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Byłem bardzo kiepski z przedmiotów ścisłych. Na szczęście pojawiła się architektura. Kilka książek, spotkań z ludźmi, którzy są charyzmatyczni i mają wiedzę w tej materii, spowodowało, że się tym zaraziłem. Podchodziłem do tego na poważnie - mówi.
Byłem bardzo mocny w rysowaniu. Chodziłem na korepetycje z rysunku i bardzo to lubiłem. To była nieukrywana frajda i przyjemność. To był taki moment w życiu, kiedy zaczynałem sam sobie imponować - dodaje z uśmiechem.
Aktor wspomina, że bardzo niewiele zabrakło do tego, żeby mógł rozpocząć studia na tym kierunku: Byłem pierwszy pod kreską, więc gdyby ktoś się rozmyślił, to byłbym studentem Architektury Politechniki Gdańskiej.
Gość Kuby Śliwińskiego wyznaje, że to właśnie przez architekturę zainteresował się aktorstwem. Żeby nie tracić czasu, zdawałem do policealnego studium budowlanego. W tej budowlance był teatr, w którym rozpocząłem pracę - mówi.
Gospodarz rozmowy, Kuba Śliwiński, dopytuje, jaką rolę w życiu Boberka odegrał jego dziadek. To była ważna osoba w moim życiu. Dziadek nie tylko mną pokierował, ale we mnie coś zaszczepił. Zrobił to zupełnie bezwiednie, bez planowania. Był po prostu fantastycznym gościem. Założył nawet z babcią amatorski teatrzyk - wyjaśnia aktor.
Oczywiście miałem rodziców, ale było to, pewnego rodzaju, fascynacja dziadkiem. On po prostu był fantastycznym gościem - wspomina z nostalgią.
Boberek uważa, że jego sympatia do wykonywanej pracy przyszła wraz z pierwszymi sukcesami i kolejnymi rolami. Oczywiście to był proces. Na początku jest beznadziejnie, ale potem lepiej. Przychodzą kolejne propozycje i rodzi się jakiś rodzaj więzi - mówi gość Radia RMF24.
Aktor przyznaje jednak, że zawsze starał się wykonywać swój zawód z jak największym zaangażowaniem: Jak każdy wykonujący pracę, robię wszystko, żeby była ona jak najlepiej wykonana oraz przynosiła satysfakcję.
Bardzo trudno mnie jest usatysfakcjonować. Ja całe życie cierpiałem na perfekcjonizm - przyznaje Boberek.
Dodaje jednak, że z biegiem czasu udało mu się poradzić z tym problemem. W tej chwili mam dużo więcej dystansu niż kiedyś. Pozwalam sobie na popełnianie błędów, chwile słabości i na to, że akurat konkretnego dnia byłem niedysponowany, ponieważ nasze 100 proc. jest codziennie inne - ocenia.
Boberek wyznaje, że każde z jego piątki dzieci próbowało swoich sił w dubbingu, jednak, jak podkreśla, nigdy nie przymuszał ich do tego typu aktywności. Ja nie jestem zwolennikiem zabierania dzieciństwa i takiej eksploatacji dzieci. Dzieci są nam bardzo potrzebne. Jeśli chodzi o moje dzieci, to jestem bardzo ostrożny. To zawsze były i są ich decyzje - podkreśla.
Stając po stronie reżyserskiej, doświadczam tego i wiem, jakie to jest cudowne mieć takiego młodego, genialnego oraz tkniętego iskrą Bożą, aktora - podsumowuje.
Opracowanie: Jan Trychta


