Co najmniej 68 osób zginęło w zamieszkach i pożarze, do którego doszło w areszcie śledczym w mieście Valencia w północnej Wenezueli - poinformowała wenezuelska prokuratura i świadkowie. Pożar został ugaszony.

Co najmniej 68 osób zginęło w zamieszkach i pożarze, do którego doszło w areszcie śledczym w mieście Valencia w północnej Wenezueli - poinformowała wenezuelska prokuratura i świadkowie. Pożar został ugaszony.
Rodziny zatrzymanych, którzy czekali na wieści na zewnątrz aresztu, zostały rozpędzone gazem łzawiącym /Miguel Gutierrez /PAP/EPA

Prokuratura gwarantuje przeprowadzenie śledztwa w celu natychmiastowego wyjaśnienia tych bolesnych zajść, które pozostawiły kilkadziesiąt wenezuelskich rodzin w żałobie - oświadczył na Twitterze prokurator Tarek William Saab.

Rodziny zatrzymanych, którzy czekali na wieści na zewnątrz aresztu, zostały rozpędzone gazem łzawiącym. Władze poinformowały bliskich na temat tego, co się stało, dopiero późnym wieczorem w środę czasu lokalnego.

Organizacja pozarządowa Window to Freedom, która monitoruje warunki w wenezuelskich więzieniach, podała, że wstępne informacje wskazywały, że zamieszki zaczęły się, gdy uzbrojony więzień postrzelił funkcjonariusza w nogę. Krótko po tym wybuchł pożar, który szybko się rozprzestrzenił. Zajęły się m.in. materace w celach - pisze agencja Associated Press. Ekipy ratunkowe najwyraźniej musiały przebić się przez ścianę, aby uwolnić część więźniów.

Wenezuelskie więzienia są przepełnione, osadzeni posiadają broń, w tym karabiny maszynowe i granaty, a także narkotyki, najczęściej zdobywane za pośrednictwem skorumpowanych strażników.

Są ludzie, którzy siedzą w tych lochach (...), a władze nawet nie wiedzą, że oni istnieją, ponieważ nie mają odwagi tam wejść - mówi lokalny działacz na rzecz praw więźniów Humberto Prado.

(mpw)