Rosyjskie media informują o tym, że zamach pod Moskwą był akcją na zlecenie. Zatrzymani przez służby mają być obcokrajowcami. Podejrzenia padły na obywateli Tadżykistanu, który złożył natychmiastowe dementi. Do ataku oficjalnie przyznał się odłam Państwa Islamskiego - ISIS-Chorasan. Czy na naszych oczach i wykorzystując chaos w Ukrainie i na Bliskim wschodzie, islamscy terroryści powracają na światową scenę, jako jedno z głównych zagrożeń dla bezpieczeństwa?

Władimir Putin miał zlekceważyć ostrzeżenia, napływające z Zachodu. Rosyjski dyktator nazwał ostrzeżenia Amerykanów "szantażem" Zachodu i próbą "zastraszenia i zdestabilizowania naszego społeczeństwa".

Fakty są takie, że 7 marca ambasada USA w Moskwie wezwała swoich obywateli przebywających w Rosji do unikania dużych skupisk ludzkich, w tym koncertów, w związku z planami ataku "ekstremistów". Informował o tym korespondent RMF FM Paweł Żuchowski.

Dosłownie dzień przed atakiem w Krasnodorsku, kongresmeni w USA usłyszeli od szefa Centralnego Dowództwa, generała Michael'a Kurilli: "ISIS-Chorasan zachowuje zdolność i wolę atakowania interesów USA i Zachodu za granicą w ciągu zaledwie sześciu miesięcy bez ostrzeżenia lub z niewielkim ostrzeżeniem" - przekazał wojskowy cytowany przez amerykańskiego Newsweeka.

Kreml nie słuchał - ani ostrzeżeń wywiadowczych, ani alertów amerykańskiej ambasady, ani generała Armii Stanów Zjednoczonych. Kwestią otwartą pozostaje to, czy władze Rosji chciały faktycznie uniknąć zamachu. Dominującą tezą w narracji Moskwy pozostaje ta o akcie terrorystycznym przygotowanym przez Ukrainę. Wołodymyr Zełenski nie będzie już dla Rosjan "jedynie" neo-nazistą, ale także sponsorem najgroźniejszych islamskich terrorystów. To toporny i prymitywny chwyt, ale niestety w Rosji będzie działał na społeczną wyobraźnię. Jakkolwiek makabryczne zdarzenia miały miejsce w sali koncertowej Crocus pod Moskwą - Władimir Putin obróci je na swoją korzyść.

Choć eksperci nie wykluczają, że za atakiem mogły stać nawet rosyjskie służby, istnieją przesłanki, by sądzić, że sprawa jest dużo poważniejsza. I to nie tylko w kontekście Rosji, ale całego świata.

ISIS powraca

W październiku 2002 roku świat z przerażeniem patrzył na sceny ataku na moskiewski teatr na Dubrowce. Za zamach odpowiadali islamscy czeczeńscy bojownicy, którzy wtargnęli do teatru i wzięli zakładników. Koszmar uwięzionych trwał trzy dni, gdy rosyjskie służby podjęły decyzję: szturmować. "Dubrowka" zakończyła się śmiercią 173 osób. 133 z nich było zakładnikami.

Masakra w hali Crocus była najtragiczniejszym zamachem na terytorium Rosji od czasu ataku na teatr moskiewski. Do uderzenia na oficjalnych kanałach przyznało się ugrupowanie ISIS-Chorasan. Grupa doskonale radzi sobie na terenie rządzonego przez talibów Afganistanu i stała się szczególnie aktywna w Pakistanie i Iranie. Jak informuje Newsweek - ISIS-Chorasan rośnie w siłę i ma coraz bardziej ambitne plany. Bojownicy rozszerzyli działalność na Rosję, Niemcy, Turcję i Tadżykistan, którego władze podawały niedawno, że udaremniły zamach w kraju.

Dlaczego islamiści mieliby brać na cel Rosję? Ponieważ nie wybaczą moskiewskiego wsparcia dla syryjskiego reżimu Bashara al-Assada. Assad z perspektywy Zachodu jest dyktatorem. Z perspektywy islamskich fundamentalistów - jest przeciwnikiem ISIS. Rosja jest postrzegana przez fundamentalistów islamskich nieco inaczej niż w Warszawie, Berlinie i Paryżu. Dla ISIS Władimir Putin rządzi krajem wchodzącym w skład sojuszu "krzyżowców", atakujących muzułmanów w każdym zakątku świata.

Rosja ma dwa poważne problemy. Po pierwsze - mudżahedini znajdują się znacznie bliżej Moskwy niż Waszyngtonu. Po drugie, służby rosyjskie są pochłonięte zbieraniem informacji dotyczących wojny z Ukrainą. 

"Rosja była głównym wrogiem Państwa Islamskiego od jego początków" - powiedział Newsweekowi Lucas Webber, współzałożyciel sieci badawczej Militant Wire. Dodał, że Rosję wymieniano jako największego wroga islamu, zaraz po Stanach Zjednoczonych.

Ziemia Islamu

"Ziemia islamu to ta, którą muzułmanie zdobyli swoimi ofiarami, która obejmuje Afrykę, począwszy od wschodniego Turkiestanu, po Tadżykistan, Uzbekistan, Azerbejdżan. Rozciąga się na Czeczenię i Dagestan, od Turcji aż po Andalus (Półwysep Iberyjski) i kraje Bliskiego Wschodu, Pakistan, Afganistan, Indie i wiele więcej..." - głosi cytowane przez Newsweek pismo "Głos Chorasan", w którym bojownicy ISIS publikują swoją wizję świata.

W artykule zamieszczonym w marcowym wydaniu "Głosu", granicami kalifatu objęto także Francję. To wszystko "ziemia Islamu", za którą warto przelewać krew.

ISIS nie tylko przypomniało o sobie, ale pokazało jak bardzo twierdzenia o zniszczeniu Państwa Islamskiego były chybione. Chociaż ostatnie terytoria tzw. "kalifatu" zostały wymazane z mapy, organizacja przetrwała, stała się międzynarodową i zarzucającą sieci w Azji, Europie i Afryce.

"To cierpliwa organizacja" - tłumaczy Newsweekowi Webber. Cierpliwa i działająca niezwykle inteligentnie, wykorzystująca globalne zamieszanie i brak zaufania poszczególnych krajów do siebie nawzajem.

Piątkowym zamachem pod Moskwą, bojownicy islamscy zakomunikowali światu: jesteśmy tu nadal. I prawdopodobnie nie mogli wybrać lepszego momentu.