W samo południe Szwedzi w całym kraju minutą ciszą uczcili pamięć ofiar piątkowego zamachu w centrum Sztokholmu. 39-latek z Uzbekistanu kradzioną ciężarówką wjechał w tłum na ulicy Drottninggatan. Zginęły cztery osoby: turystka z Belgii, Brytyjczyk pracujący w Spotify i dwie Szwedki. Jedną z nich była 11-letnia dziewczynka. Rannych zostało 14 osób, 9 z nich nadal przebywa w szpitalach.

W samo południe Szwedzi w całym kraju minutą ciszą uczcili pamięć ofiar piątkowego zamachu w centrum Sztokholmu. 39-latek z Uzbekistanu kradzioną ciężarówką wjechał w tłum na ulicy Drottninggatan. Zginęły cztery osoby: turystka z Belgii, Brytyjczyk pracujący w Spotify i dwie Szwedki. Jedną z nich była 11-letnia dziewczynka. Rannych zostało 14 osób, 9 z nich nadal przebywa w szpitalach.
W piątkowym zamachu w Sztokholmie zginęły cztery osoby /JONAS EKSTROMER /PAP/EPA

Mimo deszczowej pogody setki osób zebrało się w południe w parku Stadshusparken w Sztokholmie, by wziąć udział w ceremonii uczczenia pamięci ofiar piątkowego zamachu na Drottninggatan. Jednocześnie Szwedzi chcą w ten sposób podziękować policjantom i służbom medycznym zaangażowanym w niesienie pomocy poszkodowanym.

Ceremonia rozpoczęła się minutą ciszy.

Dziękuję Wam z głębi serca, sprawdziliście się, stanęliście na wysokości zadania. Wyrazy wdzięczności płyną z całego kraju. Razem przez to przejdziemy. Nasze poczucie wspólnoty zawsze będzie silniejsze, niż siła tych, którzy chcą zadać nam rany - mówił podczas uroczystości premier Szwecji Stefan Lövfen.

Pierwszą ofiarą terrorysty była 31-letnia Mailys z Belgii. Kobieta przyleciała do Sztokholmu, żeby spotkać się ze swoimi przyjaciółmi. W domu w niewielkiej miejscowości Lembeek został jej półtoraroczny synek. Jak pisze flamandzki dziennik "Het Nieuwsblad", kobieta pracowała jako psycholog, a jej pacjentami byli przede wszystkim imigranci.

W piątek po południu była umówiona z przyjaciółmi ze Szwecji. Nie zdążyli się spotkać. Mailys była pierwszą osobą, w którą 39-letni Rakhmat Akilov wjechał ciężarówką na rogu ulic Drottninggatan i Olafa Palmego. 31-letnia Belgijka została zidentyfikowana dopiero po dwóch dniach, dzięki badaniom DNA.

Kolejną ofiarą piątkowego zamachu w Sztokholmie była 11-letnia dziewczynka. Jej rodzina, na wieść o ataku w centrum miasta, zamarła. Od początku obawiała się, że dziecku mogło coś się stać. 11-latka miała bowiem w zwyczaju po szkole jechać autobusem do centrum miasta, a tam przesiadać się na metro. Tego dnia dziewczynka była umówiona w centrum z mamą, razem miały wrócić do domu. Jak pisze dziennik "Dagens Nyheter", tuż przed 15:00 rozmawiały przez telefon. Ustaliły, że spotkają się na stacji metra. To była ostatnia rozmowa matki z córką.

Godziny po zamachu były najgorszymi w życiu rodziców 11-latki. Kiedy nie mogli z nią nawiązać kontaktu, desperacko szukali jej na miejscu tragedii, a także poprzez portale społecznościowe. Nie było odzewu. Zrozumieli, że dziecku musiało się coś stać. Objechali wszystkie szpitale. Na próżno. Kilka godzin później z rodzicami skontaktowała się policja. Poprosiła o próbkę DNA. Funkcjonariusz, który przyjechał po materiał genetyczny, przywiózł ze sobą torbę znalezioną na miejscu tragedii.

W zamachu zginął też 41-letni Brytyjczyk. Chris Bevington mieszkał i pracował w Sztokholmie od 10 lat. Był dyrektorem wykonawczym Spotify. W Szwecji poznał swoją żonę Annikę. Mieli małego synka.

Czwartą ofiarą zamachu była kobieta pochodząca z Uddevallatrakten. Niewiele o niej wiadomo. Jej rodzina zastrzegła sobie anonimowość. 

 (j.)