Z uszkodzonego statku "Carrier", który osiadł na nadbrzeżnym kamiennym falochronie w zatoce Colwyn w północnej Walii, wycieka paliwo. Na jego pokładzie było siedmiu polskich marynarzy. Zostali ewakuowani i ich życiu nic nie zagraża.

Transportowiec, znajdujący się pod banderą Antigui i Barbudy, utknął na mieliźnie u wybrzeży Walii we wtorek wieczorem. Statek usiłował wypłynąć z portu, ale olbrzymie, sięgające 5 metrów fale, wyrzuciły go na brzeg. W rezultacie jego kadłub uderzył o skały. Na statku znajduje się 40 tys. litrów paliwa - donosi BBC.

W prawej burcie statku zaobserwowano trzy otwory. Olej napędowy zaczął wyciekać już w nocy z wtorku na środę, ale silny wiatr i wzburzone morze zapobiegły uformowaniu się plamy.

Ekipy ratunkowe chcą ściągnąć statek z przybrzeżnego falochronu, ale potrzebne są do tego sprzyjające warunki pogodowe. Statek znajduje się w pobliżu drogi A55, którą zamknięto w jednym kierunku ze względu na unoszące się w powietrzu opary paliwa.

W akcji ratunkowej uczestniczą służby odpowiedzialne za ochronę środowiska. Wyciek paliwa grozi skażeniem środowiska naturalnego w tym malowniczym rejonie Walii, mającym status europejskiego obszaru konserwacji. Największa jak dotąd katastrofa ekologiczna w tym rejonie wydarzyła się w 1996 roku, gdy z uszkodzonego tankowca "Sea Empress" wyciekła duża ilość ropy, powodując znaczne skażenie okolicy.

Polska załoga statku jest bezpieczna

Mający 82 metry długości statek przewoził wapienne płyty. Załoga straciła panowanie nad nim przy sztormowej pogodzie. Na razie nie wiadomo, co było przyczyną awarii. Wszystkich siedmiu polskich członków załogi zostało uratowanych przez dwa śmigłowce RAF-u. Ewakuacja trwała około 5 godzin. Polaków przetransportowano do Komendy Policji w Północnej Walii, gdzie podano im ciepłe posiłki i napoje. Następnie przewieziono ich do pobliskiego hotelu. Są cali i zdrowi.