Strażacy próbują ugasić pożar w głębi ruin 12-piętrowego apartamentowca w Surfside niedaleko Miami na Florydzie, który zawalił się przed trzema dniami. Pożar, którego przyczyn wciąż nie ustalono, utrudnia poszukiwanie zaginionych. Wokół miejsca akcji gromadzą się rodziny mieszkańców wieżowca.

Jak oświadczyła burmistrz aglomeracji Miami-Dade, Daniella Levine Cava, największym utrudnieniem dla akcji ratunkowej są ogień i zadymienie. Dodała, że ratownicy próbują ugasić pożar pianą i wodą, ale natrafiają na "niewiarygodne trudności".

W akcji wykorzystywane są dźwig budowlany, buldożery, drony i czułe mikrofony. Ratownicy przeszukują też ruiny własnymi rękami. Liczy się czas, z każdą godziną szanse na znalezienie żywych ludzi maleją.

Wokół miejsca katastrofy gromadzą się rodziny osób, które mieszkały w apartamentowcu.

Obecnie, trzy dni po katastrofie, za zaginione uważa się 159 osób. Dotychczas potwierdzono śmierć 5 osób. O znalezieniu zwłok piątej ofiary poinformowała w sobotę wieczorem burmistrz Miami.

Prezydent USA Joe Biden napisał na Twitterze, że rozmawiał w piątek z gubernatorem Florydy Ronem deSantisem, któremu zaoferował wszelką możliwą pomoc.

"Moje serce jest ze społecznością Surfside, opłakującą bliskich i oczekującą niecierpliwie na wyniki akcji ratunkowej" - napisał prezydent.

Jak poinformował w sobotę dziennik "New York Times", inspektor budowlany inż. Frank Morabito już w 2018 roku informował o "poważnych uszkodzeniach strukturalnych" apartamentowca. Nakłaniał zarządców budynku do naprawy pękniętych kolumn i kruszejącego betonu. Prace miały się wkrótce rozpocząć.

Władze Miami zapowiedziały rozpoczęcie sprawdzania stanu technicznego budynków starszych niż 40 lat, aby ustalić, czy są bezpieczne. Burmistrz Miami wezwała władze innych miast w hrabstwie, by przyłączyły się do tej akcji, i zapewniła, że będzie ona wspierana przez fundusze federalne i stanowe.