Od Kalifornii po Waszyngton przetacza się fala manifestacji przeciw utrudnianiu sytuacji nielegalnych imigrantów i zaostrzania kar za nielegalny pobyt w USA.

Proponowana reforma prawa, która wywołała takie wzburzenie, podzieliła społeczeństwo i polityków. Część chce zaostrzenia kontroli granicznych i sankcji za nielegalny pobyt w USA.

W tym kraju jest w tym momencie ponad 11 milionów nielegalnych imigrantów. Kongres nie może przymykać na to oczu. Musimy działać - argumentował przewodniczący Senatu Bill Frist, który proponuje, by ustawa wymagała od pracodawców dokładnego sprawdzania tożsamości i statusu imigracyjnego zatrudnianych.

Dziś w Senacie debata w tej sprawie; prezydent Bush wezwał strony sporu, by złagodziły swą retorykę. Podkreślił, że Ameryka musi uszczelnić swe granice. Z drugiej jednak strony: Nikt nie powinien sugerować, że imigranci są zagrożeniem dla tożsamości Ameryki, ponieważ to właśnie oni ją ukształtowali - mówił Bush.

Pojednawcze słowa Busha bez wątpienia skierowane są głównie do społeczności Latynoskiej - to główny blok wyborców, który będzie głosował w listopadowych wyborach uzupełniających do Kongresu.